niedziela, 19 maja 2013

Czy bać się Pingiwna 2.0?

Jego nadejście zwiastuje już nie tylko Matt Cutts (spec od walki ze spamem w Google, zaprezentowany na fotce poniżej), ale i sami pozycjonerzy. Wiele osób wręcz histerycznie reaguje na hasło "aktualizacja Pingwina" (czyli fragmentu algorytmu Google, odpowiedzialnego za ocenę linków prowadzących do stron internetowych). Czy jednak jest się czego bać?

Matt Cutts, postać raczej nielubiana przez środowisko SEO

Pingwin i Panda

Od ich pojawienia się na scenie SEO minęło już ładnych parę miesięcy. Faktycznie oba "zwierzaki" Google namieszały w wynikach i dało się to dość boleśnie odczuć. Jednak Google nie zaprzestało pracy nad swoim algorytmem, wprowadzało (i wciąż wprowadza) zmiany i ulepszenia i znaczna część stron powróciła na swoje miejsce w SERP-ach.

Są osoby, które przeklinają Google za zbyt daleko idące zmiany w algorytmie wyszukiwania i ukrócanie niektórych praktyk, pozwalających na szybkie osiąganie wyników. Miłośnicy Systemów Wymiany Linków, Blastów, farm linków, stron zapleczowych o fatalnej jakości merytorycznej rzeczywiście mają powody do zgrzytania zębami. Ale gdyby tak na chwilę postawić się na miejscu Google? Szybko można by dojść do wniosku, że na jego miejscu prawdopodobnie zrobiłoby się to samo, a może i poszło o parę kroków dalej.

Walka ze spamem

Należę do osób, które nie są miłośnikami metod Black Hat SEO. Na widok spamu w wyszukiwarkach szlag mnie ciężki trafia, a cwaniaków przemycających słowa kluczowe w tekstach kompletnie z nimi nie związanymi - nie trawię. I jestem jak najbardziej ZA uniemożliwieniem takim właśnie cwaniakom robienia zamieszania. Zwłaszcza, że stosując nieczyste zagrywki doprowadzają do sytuacji, w której coraz mniej rzeczy Google traktuje jako dozwolone.

Pamiętacie czasy, gdy istotną rolę w ocenie strony odgrywały tagi META? Nadużywanie ich doprowadziło do tego, że obecnie znaczenie ma już dla Google tylko "title". A "gęstość" słów kluczowych na stronie? Dzięki cwaniakom wrzucającym setki tych samych haseł w treść strony, byle wywindować wyniki, musimy teraz nieźle się nagimnastykować, by znaleźć złoty środek. Informowanie na forach o ciekawych stronach, produktach i usługach? Spamerzy zalali fora dyskusyjne i blogi, uniemożliwiając przeciętnym użytkownikom wymianę rzeczywiście ciekawych linków (te są albo przez administrację natychmiast kasowane, albo opatrywane atrybutem "nofollow"). Liczba miejsc, z których można by legalnie, grzecznie i zgodnie z wytycznymi Google zdobywać odnośniki, skurczyła się właśnie dzięki zabiegom stosowanym przez spamerów. Tylko dlaczego pretensje kierowane są pod adresem Google, a nie owych kombinatorów? Nie mam pojęcia.

Czy Pingiwn 2.0 oczyści sieć?

Wątpliwe. Co najwyżej kolejny raz ograniczy możliwości osób zajmujących się promowaniem stron w wyszukiwarkach. Trzeba będzie znaleźć nowe metody, znów eksperymentować, szukać nowych inspiracji, pomysłów i tym podobne i tak dalej. Mam jednak cichą nadzieję, że po łapach dostaną przede wszystkim spamerzy, a osoby preferujące metody mające więcej wspólnego z WHS niż BHS, nie zostaną potraktowane na równi z panami noszącymi czarne kapelusze. Jak to będzie? Czas pokaże. Mam jednak wrażenie, że Pingiwn 2.0. wielkiej krzywdy nie zrobi stronom o bogatej zawartości merytorycznej, zoptymalizowanym zgodnie z wytycznymi Google, dbającym o swoje "sąsiedztwo" i linkowanym z głową. A przynajmniej taką mam nadzieję. Może dzięki temu więcej osób przestanie stawiać na "szybkość" zamiast na "jakość" i zauważy, że zwyczajnie warto poświęcić więcej czasu i pracy na optymalizację i promocję witryny, bo w perspektywie czasu takie działanie po prostu się opłaci?

Równie dobrze może się okazać, że po łapach dostaniemy wszyscy jak leci ;) W końcu o Google jedno wiemy na pewno - jest nieobliczalne!

I tym radosnym stwierdzeniem kończę niedzielny wpis. Życzę wszystkim miłego weekendu i jak najmniej siniaków po starciu z Pingwinem, który ponoć jest już coraz bliżej ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz