piątek, 30 sierpnia 2013

Jak NIE pozyskiwać odnośników

O tym jak zdobywać linki mówi się dużo, ale chyba za mało miejsca poświęcamy omówieniu kwestii dotyczącej tego, w jaki sposób nie należy tego robić. Dla wyjadaczy SEO ten post z pewnością nie będzie odkryciem Ameryki, ale mam nadzieję, że dla osób które dopiero zaczęły swoją przygodę z pozycjonowaniem, okaże się cenny. A zastosowanie się do poniższych wskazówek chyba wszystkim wyjdzie na dobre.

Okej, przejdźmy do konkretów - pamiętając, że poniższa lista oparta jest na moich osobistych doświadczeniach, a nie wytycznych otrzymanych z tajnego źródła w Google ;)

1. Nie upychajmy odnośników gdzie popadnie - dyskusje na temat tego czy "link linkowi jest równy" toczą się chyba od zawsze. Osobiście jestem zdania, że nie jest (i nie, nie mam na to twardych dowodów w postaci wykresów czy analiz - bazuję wyłącznie na logice). Google oczywiście samo wskazuje na to, że są odnośniki dobre i złe (ostatnio wszystkie wydają się być złe, ale to już inna bajka), ale jeśli mamy możliwość zdobycia linka ze strony zapchanej reklamami czy mnóstwem innych odnośników - nie róbmy tego! Możemy zaszkodzić swojej witrynie, zamiast jej pomóc.

2. Nie dodawajmy stron do katalogów "hurtem"
- być może zgłoszenie witryny do 100 katalogów na raz (za pomocą dodawarki) nie wyrządzi jej krzywdy, ale już upchnięcie jej tą metodą w 1000 katalogów raczej zwróci uwagę Googlarzy.

I znów - zdaję sobie sprawę z tego, że nie wszyscy zgadzają się z tym podejściem i wskazują na to, że:
- zgłoszenie strony nie jest równoznaczne z jej natychmiastowym zaakceptowaniem przez administratora katalogu;
- zaakceptowanie strony nie jest równoznaczne z jej natychmiastowym zaindeksowaniem w Google;
- są sytuacje, w których do jakiegoś serwisu (np. reklamowanego w prasie/telewizji/whatever) zaczynają linkować setki stron i są to odnośniki naturalne; Google nie może rozróżnić czy ma do czynienia z automatycznym dodawaniem czy zwyczajnym "boomem" na jakiś serwis.

Osobiście jestem zdania, że jednak:
- masowe dodawanie do katalogów zwiększa szanse na to, że duża ich część przyjmie wpis niemal z marszu, a przynajmniej w dość krótkim czasie (moderacja w ciągu 24h nie jest niczym niezwykłym);
- masowe przyjmowanie strony do katalogów powoduje, że znaczna część odnośników zostanie zaindeksowana przez Google w zbliżonym czasie (im więcej katalogów, tym większa na to szansa);
- Google nie jest do tego stopnia durne, by nie wychwycić różnicy pomiędzy setkami odnośników z katalogów tego samego typu, a kompletnie różniącymi się od siebie stronami, które zamieściły link do jakiegoś serwisu, który właśnie powstał i jest "na topie".

3. Na litość boską, nie spamujmy! - rozumiem, że korci upchnięcie odnośnika w stopce na forum, w założonym tylko w tym celu wątku czy w komentarzu na poczytnym blogu. Ale zwykle jest to marnowanie czasu - i własnego i administratorów, którzy link czy wpis usuną. Doprowadzeni do ostateczności, mogą też zabronić umieszczania jakichkolwiek podpisów pod postami, wywalić opcję pokazywania strony domowej w profilu i tym podobne i tak dalej. Zatem nie tylko poprzez spam nie odniesiemy korzyści własnej, ale też zablokujemy sobie i innym możliwość na zdobycie linków z wartościowego miejsca. Szukać daleko nie trzeba, bo chyba wszyscy wskazujący "mocne forum" z uporem wymieniają Wizaż. I zgadza się, jest to kopalnia możliwości jeśli chodzi o zareklamowanie swojej strony/firmy etc. ALE - ilość spamu przewijającego się na tym forum jest tak potworna (a spam jest tak ewidentny), że mnie samej zaczęły już puszczać nerwy i zaprzestałam kompletnie rozdawania ostrzeżeń - od razu lecą bany. I po co?

4. Nie korzystajmy z pierwszych lepszych SWL-i, a najlepiej nie korzystajmy z nich wcale - jeśli już jednak czujemy nieodpartą pokusę wykorzystania jakiegoś systemu do wymiany linków, to chociaż poświęćmy chwilę na sprawdzenie jakości stron, które oferują u siebie miejsce na odnośnik. Osobiście z SWL-i nie korzystam wcale (przyznaję, że je testowałam, więc zasada działania nie jest mi obca). Ale porzuciłam je już jakiś czas temu. Dodatkowo Google jest na te systemy wyjątkowo cięte, więc pewnie i najlepsze systemy w końcu dostaną po łapach. Nie twierdzę, że wszystkie.

5. Nie twórzmy zaplecz tylko po to, by upchnąć na nich linki do wszystkich naszych stron - zbudowanie wartościowego zaplecza wymaga czasu, jeśli więc go nie mamy - nie róbmy zaplecz wcale.

Zasadniczo cały powyższy wywód można sprowadzić do jednej, złotej myśli: "Nie pozyskujmy linków bez zastanowienia". Nie korzystajmy z pierwszej lepszej okazji katalogowania stron za 10 zł. Nie dajmy się skusić na "mocny link na 30 dni" na stronie z wysokim PR. Myślmy, analizujmy, wybierajmy roztropnie.
I pamiętajmy, że nasze decyzje mogą mieć wpływ też na innych użytkowników sieci - gdyby nie spamerzy, wciąż moglibyśmy cieszyć się sporą dowolnością w wybieraniu miejsc pozyskiwania odnośników. Ale za sprawą bezmyślnego linkowania, tych miejsc ciągle ubywa.

czwartek, 29 sierpnia 2013

Formularze Google

Jeszcze nigdy wcześniej użytkownicy wyszukiwarki Google nie mieli tak ułatwionego kontaktu z jej administratorami, jak w chwili obecnej. Google wyciąga do nas pomocną (?) dłoń, udostępniając nam kolejne formularze, dzięki którym możemy zgłosić niemal wszystko. Tylko wypada się jednak zastanowić nad tym, skąd ta nagła potrzeba kontaktu z webmasterami i przeciętnymi użytkownikami sieci. Co Google z tego ma?

Kiedyś do dyspozycji mieliśmy chyba wyłącznie forum Google dla Webmasterów. Ale na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy, zostaliśmy wręcz zasypani mnóstwem opcji ułatwiających kontakt... a nie, przepraszam. Ułatwiających zgłaszanie tego, co uznamy za stosowne.

Najpierw (o ile mnie pamięć nie myli) pojawił się niewielki formularz pozwalający zgłosić spam. Teraz mamy już małe centrum donoszenia, pardon - dowodzenia, dzięki któremu możemy wskazać strony, które:
  • postrzegamy jako spam
  • sprzedają i kupują odnośniki
  • budzą nasze zastrzeżenia
  • są zawirusowane
  • łamią prawa autorskie
  • i tym podobne i tak dalej
centrum donoszenia
Jak widać na załączonym obrazku, jest w czym wybierać...

Kolejnym krokiem było zachęcenie użytkowników do korzystania z Narzędzia Disavow, pozwalającego na wykluczenie odnośników kierujących na naszą stronę. Uważamy, że link z czyjejś witryny szkodzi naszej? Hops, dodajemy adres albo całą domenę do disavow.txt i problem rozwiązany. To czy warto korzystać z tej opcji, budzi w środowisku SEO potężne kontrowersje i pewnie budzić będzie tak długo, jak długo będziemy mieć możliwość "pokazywania palcem" stron, z którymi nie chcemy mieć nic wspólnego.

Okej, przejdźmy dalej. Niedawno +Marta Gryszko wspomniała o możliwości zgłoszenia do indeksacji świeżo powstałej podstrony.

Co ciekawe, działa to w tempie błyskawicznym. Adres: http://tiny.cc/nwjk2w

No i wielkie novum, którym Google mnie dzisiaj kompletnie ogłuszyło, a o którym jako pierwszy poinformował bodaj +marek płatek - formularz pozwalający na wskazanie Google strony, która (choć niewielka) powinna być naszym zdaniem wyżej punktowana przez wyszukiwarkę:

formularz do zgłoszenia wartościowej strony
Bo małe jest piękne...? Adres: http://tiny.cc/pvjk2w

Co będzie następne? Trudno mi sobie wyobrazić. W tym momencie wciąż czuję się lekko zdezorientowana, bo o ile jeszcze byłam w stanie zrozumieć narzędzia ułatwiające wskazywanie stron jawnie łamiących np. prawa autorskie, o tyle nie pojmuję najnowszego googlowskiego "wynalazku". Czyżby formularze do zgłaszania "złego" stały się tak popularne, że Google postanowiło, by i "dobre" było wskazywane przez użytkowników? Tylko w tym momencie to właściwie kto tu komu świadczy usługi? Google nam czy my Google?

środa, 28 sierpnia 2013

Jak bardzo różni się dziś black od white?

Dzisiaj na playliście Spotify przewinęła mi się piosenka Michaela Jacksona "Black or white" i jakoś odruchowo moje myśli powędrowały w kierunku SEO i obecnej sytuacji, w jakiej znalazła się branża. Już wcześniej pojawiały się uwagi, że rozgraniczenie na Białe i Czarne kapelusze straciło rację bytu, ale z drugiej strony wciąż są i tacy, którzy lubują się w wytykaniu palcami "białych rycerzy". Czy jednak teraz, w czasie, gdy Google pokazując nam link (wcześniej prezentowany jako wzór cnót i ideał godzien naśladowania!) mówi "To jest zły i nienaturalny odnośnik", nie zaczyna się nam zacierać granica pomiędzy technikami WHS i BHS?

Niedawno natrafiłam na opinię, że przecież wszyscy robimy to samo, bo pozyskujemy odnośniki - na dodatek, jak się okazuje, w większości złe ;) Optymalizujemy strony. Szukamy sposobów dotarcia do odbiorcy i kombinujemy (czy my się kiedykolwiek odczepimy od czasów PRL?) skąd i jak zdobyć jeszcze parę linków. Jeśli Google dalej będzie podążać obraną przez siebie ścieżką i co rusz rzucać "to złe", "tego nie róbcie", "to zabronione" to okaże się, że cała branża nosi na głowach czarne kapelusze - w dużej części, wbrew własnym intencjom.

Wracając jednak do tytułowego pytania: "Jak bardzo różni się dziś black od white?"... Cóż, w tej chwili można chyba tylko dokonywać tego podziału pod względem etyki pracy (ależ poważnie to zabrzmiało!). Jeśli mielibyśmy trzymać się takiego rozgraniczenia i to w dodatku skrajnego (czyli przy założeniu, że innych "kolorów" w ogóle nie bierzemy pod uwagę, są tylko ci "źli" i "dobrzy") to otrzymalibyśmy chyba takie coś, jak poniżej.

Jednostka spod znaku White Hat SEO:
  • stosuje zasadę "przede wszystkim nie szkodzić" ;) Ani pozycjonowanej witrynie, ani innym (np. poprzez złośliwe zgłaszanie wartościowych stron jako szkodliwych);
  • wykorzystuje techniki dotyczące pozyskiwania linków z umiarem - bez względu na ich źródło;
  • szanuje swoją konkurencję (nawet jeśli spać przez nią nie może po nocach, zastanawiając się jak u licha przegonić ją w wynikach);
  • nie zatruwa życia administratorom (for, blogów etc.) - nie rozsiewa linków wszem i wobec;
  • w swoich działaniach kieruje się po prostu etyką i zwykłą, ludzką przyzwoitością.

Jednostka spod znaku Black Hat SEO:
  • wyznaje zasadę "jeśli mogę upierdolić konkurencję, to czemu tego nie zrobić?";
  • spamuje gdzie popadnie, nie interesując się kompletnie tym, że zatruwa życie właścicielom stron - ich problem i cześć;
  • w swoich działaniach kieruje się przede wszystkim wynikami, czyli po prostu - do celu po trupach.
Powyższa charakterystyka jest oczywiście skrajna. Nie sądzę na przykład, by w branży działały osoby posuwające się do granic ostatecznego ześwinienia, które z rządzą mordu w oczach wyniszczają wszystkich swoich konkurentów. Tak samo jak nie wierzę, że wszyscy z pierwszej listy nigdy nie przekroczyli pewnych granic i nie dali się np. skusić, by na dobrze rozpoznawalnym forum umieścić ten jeden link więcej...

Podsumowanie? Cóż, mogę tylko stwierdzić, że robi się ciekawie. I w obecnej sytuacji chyba coraz trudniej będzie skakać sobie wzajemnie do oczu (i oby!), zarzucając stosowanie nieuczciwych zagrywek (bo w końcu, według Google, nie fair jest np. linkowanie w treści - a robią to wszyscy nagminnie, bez względu na kolor tego, co mają na głowie).

Zatem może po prostu zacytujmy już tego Jacksona i odczepmy się od kolorów, pozostając przy zwyczajnej przyzwoitości.

I'm not going to spend my life being a color 

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Zgłaszanie "złych stron" nową metodą pozycjonowania?

Miałam się zająć zupełnie innym tematem, ale przewijające się od kilku dni lamenty w branży sprawiły, że to im postanowiłam się przyjrzeć w pierwszej kolejności.

donos
"Proszę pani, a on to ściąga!"
Nowa teoria głosi, że "Donoszenie na strony jest nową strategią WHS i sposobem na pozbycie się konkurencji z TOPów". Jak miałoby to działać? Otóż prosto: zdaniem osób podnoszących larum, wystarczy popatrzeć kto jest przed naszą witryną w SERP i całą czołówkę zgłosić jako strony ze spamem, niezgodne z regulaminem Google, ewentualnie wrzucić je do disavow.txt i pokazać wyszukiwarce, że wymienione witryny są po prostu "fe". Na zasadzie rodem z przedszkola czy też podstawówki: "Proszę pani, Jasiu ściągał na klasówce!". Następnie należy poczekać, aż wskazane serwisy znikną z wyników wyszukiwania, co (biorąc pod uwagę rozpalone do czerwoności emocje zwolenników ww. teorii) miałoby nastąpić wyjątkowo szybko. Nie wiem... w tydzień? Dobę?

Zastanawiam się jak w miarę zgrabnie napisać, dlaczego wyżej wymienione przepowiednie uważam za kompletnie... o, "chybione"! A zresztą dobrze, niech będzie dobitniej - bzdurne i wzięte z kosmosu. Otóż pamiętajmy, że Google oceniając strony bazuje przede wszystkim na swoich algorytmach. A zatem otrzymanie zgłoszenia, że jakiś serwis jest "zły" nie spowoduje, że wyszukiwarka przekreśli wszystkie posiadane o nim dane i natychmiast usunie go z SERP. Zapewne masowo wysyłane informacje, że jakaś strona jest siedliskiem spamu, mogłyby wpłynąć na pozycje - ale tu kłania się imo przykład akcji mającej na celu "wypromowanie" strony premiera na hasło "kłamca". Do akcji przeciw Bogu ducha winnej stronie musiałoby przystąpić równie wiele osób, co było chętnych do wywinięcia "psikusa" Donaldowi Tuskowi.

Kolejna sprawa - te wszystkie zgłoszenia ktoś musi jednak rozpatrywać. Nie wszystko przecież da się ocenić za pomocą algorytmów (inaczej nie byłoby w ogóle mowy o "ręcznych działaniach"). Jeśli zatem ktoś w wyniku wspomnianego procederu miałby ucierpieć, to głównie wskazałabym pracowników Google.

Okej, a co z disavow.txt? Wydaje mi się (uprzejmie przypominam, że cały ten wywód jest moją osobistą opinią), że tutaj również konieczne byłoby masowe wskazywanie serwisów jako "niemile widzianych", by mogło to wpłynąć na ich pozycję. Podejrzewam, że wkrótce będziemy mogli sprawdzić jak faktycznie umieszczenie strony w disavow wpływa na jej kondycję. Od czasu, gdy jako źródło nienaturalnych linków został wskazany jeden z moich ulubionych katalogów, zapewne spora liczba osób zdążyła dopisać go do listy domen do wykluczenia - ja, z lojalności chyba albo skrajnej naiwności, wstrzymuję się z tą decyzją (obawiam się, że istotnie zbyt duża liczba "głosów" oddanych na ten katalog utrudni mu egzystencję - na razie jednak jest cisza i spokój, zobaczymy co będzie dalej).

Ostatnia sprawa - "donosy" jako kolejna metoda WHS. Nie wiem kto uznał, że celowe szkodzenie konkurencji jest metodą dopuszczalną, ale podejrzewam, że z WHS ta osoba ma niewiele wspólnego. Powiem więcej - nawet ci, którzy balansują na granicy White Hat SEO, ale grają fair, nie będą zgłaszać konkurencji kierując się wyłącznie tym, że ta jest wyżej w SERP. Dlaczego? Bo to zwyczajne świństwo.

Aha, nie zapominajmy też, że Google widzi KTO zgłasza stronę jako "złą". Czy zwolennicy nowej teorii spiskowej naprawdę uważają, że wysyłanie setek fałszywych donosów nie odbije się czkawką na zgłaszającym? Osobiście uważam, że się odbije.

czwartek, 22 sierpnia 2013

Google zmienia podejście do linkowania, branża SEO pyta "Co teraz?"

Do częstych modyfikacji algorytmu Google już się chyba zdążyliśmy przyzwyczaić. Do zmian wytycznych, przekazywanych co jakiś czas przez złote usta Matta Cuttsa - również. Jednak ostatnia rewolucja (tak właśnie - rewolucja) związana z nienaturalnymi linkami, którym Google wypowiedziało wojnę, przerosła najśmielsze oczekiwania chyba wszystkich z branży.

Temat świetnie opisała Lexy na swoim blogu (z premedytacją zostawiam "dofollow", niech się Google czepia) wykazując, że nastąpiła zmiana o 180 stopni w podejściu do tego, co jest naturalnym linkiem. To, co jeszcze parę lat temu było zalecane przez Google dziś traktowane jest jak podręcznikowy przykład spamu i śmieciowego odnośnika.

Nic zatem dziwnego, że branża SEO pyta "Jak żyć?". Czy pieczołowicie pozyskiwane odnośniki mamy teraz usuwać lub zmieniać ich anchory? Czy mamy pisać do wszystkich, którzy umieścili linki do naszych serwisów i domagać się zmiany na "nofollow"? Takie radykalne posunięcia będą przecież wodą na młyn Google - zwrócą uwagę wyszukiwarki i zapewne poskutkują przywaleniem kary za mieszanie w linkach.

Kolejne pytanie jakie ciśnie się na usta to "Co teraz?". Jaką formę nadawać linkom, by w oczach Google były naturalne? Czy linkować mamy samymi adresami docelowymi? Ale z jakich stron, skoro "złe" są już niemal wszystkie?

Zdaje się, że niedługo jedną z nielicznych, za to w miarę pewnych, metod pozycjonowania (o której Google oczywiście milczy lub wprost jej zaprzecza) będzie promowanie stron przy wykorzystaniu... Google+ (o ironio). Efekty popularności w tym serwisie przekładają się bowiem na wyniki w SERP (dowód pozwolę sobie przedstawić w weekend, wracając do tematu o contencie i jego wpływie na pozycję w wynikach wyszukiwania). Pytanie tylko kiedy i tę możliwość dbania o promocję stron, Google nam odbierze?

W styczniu, gdy pisałam do swoich Klientów o zmianie podejścia do pozycjonowania, wspomniałam między innymi o tym, że modyfikacje Google zdają się prowadzić do jednego - zachęcenia użytkowników do reklamowania się w wyszukiwarce przy wykorzystaniu systemu AdWords. I kolejne miesiące 2013 roku zdają się coraz dobitniej pokazywać, że chyba właśnie o to głównie Google chodzi. To już nie jest zwykła walka ze spamem (którą, tak na marginesie, Google wciąż przegrywa). To po prostu strategia mająca na celu doprowadzenie do sytuacji, w której "jedyną słuszną reklamą" w SERP będą linki sponsorowane. Od Google, rzecz jasna.

środa, 21 sierpnia 2013

Komunikat o nienaturalnych linkach

Jakiś czas temu w społeczności SEO  Poland zaczął krążyć filmik, w którym Złotousty Matt Cutts informuje o sensie działań ręcznych i nienaturalnych linkach. Udostępniona w Google Webmaster Tools funkcja pozwala na sprawdzenie czy w witrynie dzieje się coś złego. No i owszem, weźmy taki przykład:

Drugie zdanie przyciągnęło uwagę wielu osób z branży - sugeruje bowiem, że Papa Google nie będzie nas karał za linki przychodzące (wszak są one w dużej mierze poza naszą kontrolą). Kliknięcie na "więcej informacji" powoduje pojawienie się kolejnej, uspokajającej planszy:

I cóż tu widzimy? Google podjęło działania wobec nienaturalnych linków, a nie naszej witryny? Nic nie musimy robić, bo "z punktu widzenia Google nie będą one już brane pod uwagę przy wyznaczeniu rankingu?". No wspaniale! Czas otworzyć szampana, wygodnie usiąść i czekać, aż śmieciowe strony z linkami do naszego serwisu polecą w dół, a my wrócimy na szczyty.

No i w tym tkwi problem, że nie jest tak różowo, jak w pierwszej części komunikatu informuje nas Google. Bo kara pozostaje, nasza witryna spada w SERPach i wcale nie wydaje się, by miała kiedykolwiek wrócić do łask.

Spójrzmy zatem, co jeszcze w komunikacie zamieściło Google.


Ach, więc jednak? Mamy usuwać, w miarę możliwości, sztuczne linki prowadzące do strony i gdy już to zrobimy, wysłać prośbę o ponowne rozpatrzenie? I wówczas Google zastanowi się czy unieważnić ręczne działanie? To po co cała ta gadka "nie musisz nic robić", skoro i tak jeśli chcemy wrócić do łask, musimy wyczyścić profil linków i musimy wysłać zgłoszenie o ponowne rozpatrzenie, bo inaczej nikt nawet palcem nie kiwnie, by unieważnić ręczne działanie na naszej stronie? Gdyby tak nie wczytać się dokładniej, można by rzeczywiście spocząć na laurach i czekać, aż Google samo rozwiąże problem. I pewnie byłoby to czekanie na Godota.

środa, 14 sierpnia 2013

Ile kosztują usługi SEO?

W komentarzach na blogu SEO na obcasach rozgorzała dyskusja o stawkach w naszej branży. Część komentujących, nie przebierając w słowach, zmieszała z błotem zaprezentowane we wpisie o "Czynnikach on-site" stawki traktujące o pozycjonowaniu, audycie, szkoleniach, zapleczach, konsultacjach, artykułach - słowem ceny wszystkiego, na czym w tej branży można zarobić.

Zastanawiam się tylko czy w ogóle istnieje coś takiego, co można by uznać za punkt odniesienia do cenników dla wszystkich pozycjonerów. Wątpię. Zbyt wiele czynników wchodzi tutaj w grę, zarówno po stronie Zleceniodawcy jak i Wykonawcy. Inaczej swoje usługi wyceniać będą np. osoby działające w małych firmach (do 5 osób), a inaczej duże agencje interaktywne (które muszą zarobić na opłacenie pracowników - duża liczba zleceń nie zawsze załatwia sprawę). Płaci się też za markę (wiadomo - im bardziej rozpoznawalna firma, tym więcej może sobie życzyć za usługi). Inaczej liczy się koszt promocji lokalnej knajpki na hasło "pub Tarchomin", a inaczej motoryzacyjnego sklepu internetowego na słowo "łańcuchy śniegowe". Dodatkowo każdy pozycjoner ma własne techniki pracy, a te także różnią się cenami. To, co jeden osiągnie wydając 200 złotych, drugi powtórzy połową tych środków, a trzeci będzie musiał jeszcze 100 zł dołożyć.

Istotny jest też czas. Osoby, które nie polegają wyłącznie na zautomatyzowanym działaniu (klik klik i już 100 wpisów poleciało do katalogów), poświęcają długie godziny na dobór stron, katalogów, pozyskiwanie linków, pisanie maili do portali pokrewnych tematycznie z prośbą o rozważenie umieszczenia odnośnika, budowanie zaplecza, które wygląda jak porządny serwis internetowy, a nie jak blog ze skopiowanymi z tysiąca mu podobnych tekstami.

Biorąc pod uwagę tak różne podejście do pracy, różne techniki, różnych Klientów i różnych pozycjonerów, stwierdzanie, że autorka SEO na obcasach ośmiesza się podając stawki i "psuje rynek" jest po prostu nie na miejscu. Dzięki takiej rozpiętości każdy z nas ma zajęcie, bo do każdego z nas trafi inny Klient z innymi potrzebami. Tę różnorodność powinniśmy doceniać, a nie piętnować, bez mała nakazując tym "psującym rynek" zabrania swoich zabawek i przeniesienia się do innej piaskownicy. Nie, to nie w tej branży. Dzięki różnorodności, łatwiej jest nam współpracować, a nie konkurować. Z ogromną przyjemnością nawiązałam nie jedną współpracę z firmą, której (jak nakazywałaby logika niektórych) powinnam życzyć jak najgorzej i traktować ją jak śmiertelne zagrożenie i potencjalnego wroga.

Ale wracając do tematu - wydaje mi się, że dopóki SEO istnieje i nie jesteśmy skazani na manipulowanie stawkami w AdWordsach, możemy sobie pozwolić na sporą dowolność cenową (byle opartą na zdrowym rozsądku). Póki nie szkodzimy innym (a nie sądzę, by istotnie podany przykład na SEO na obcasach miał doprowadzić do załamania rynku audytów stron), korzystajmy z tej dowolności. I nie podkładajmy sobie wzajemnie świń.

Utopia? Niekoniecznie.

sobota, 10 sierpnia 2013

Matt Cutts Show

Jak wie chyba cała branża SEO, Matt Cutts lubi nas zaskakiwać. Czasem coś obieca, czasem rzuci ciekawą informacją (tylko po to, by za jakiś czas cichaczem się z niej wycofać), a bywa, że razem z resztą Teamu Google udostępni nam jakąś ciekawą funkcję tylko po to, by zaraz ją nam odebrać - nacieszyliście się już ze sprawdzania w GWT czy na stronę są nałożone ręczne filtry? ;) Trochę to wszystko przypomina skrzyżowanie cyrku z pokazami ulicznej magii. Tak przynajmniej mnie się skojarzyło, czego efektem jest poniższe dzieło, stworzone w Artevii (z udziałem moim i Marka/MaroBota). Myślę, że trafiliśmy całkiem nieźle i nawet Matt byłby dumny ;)


Enjoy! ;)

A jakby ktoś chciał pobrać obrazek w wyższej rozdzielczości, niech się nie krępuje pobrać :)

wtorek, 6 sierpnia 2013

Zmiany na Facebooku

Nie tak dawno temu opisałam sposób na odzyskanie możliwości korzystania z sond i ankiet na Facebooku, ale już po 48 godzinach FB kolejny raz "ukręcił im łeb". Co ciekawe, grupy (odpowiedniki Google Plusowych społeczności) w dalszym ciągu mogą bez przeszkód korzystać z opcji "zadaj pytanie"...

Czemu Facebook postanowił kolejny raz utrudnić menadżerom profili firmowych przeprowadzanie sondaży? Na to pytanie chyba nikt poza adminami FB nie zna odpowiedzi. Ale za to, być może na otarcie łez, otrzymaliśmy całkiem ciekawe narzędzie pozwalające na analizowanie zaangażowania fanów czy śledzenia ich aktywności (łącznie z "podglądaniem" w jakich godzinach zazwyczaj są oni online).

nowe statystyki na Facebooku
Bardzo skromny fragment prezentujący nowe statystyki dla profili firmowych Facebooka

Tym rozbudowanym statystykom na pewno warto się przyjrzeć bliżej (postaram się opisać je jeszcze w tym tygodniu), zastanawia natomiast kierunek, w którym podąża Facebook. Biorąc pod uwagę dodatkowe modyfikacje wprowadzane przez portal (mające "odfiltrowywać" niewłaściwe dla odbiorców reklamy czy treści), FB chyba zaczął cierpieć z powodu wszechobecnego spamu i postanowił zadbać o swoich użytkowników - jednocześnie pokazując, że jest serwisem, w który warto inwestować i dobrym partnerem dla przedsiębiorców z różnych branż.

Jeśli uda się wdrożyć planowane zmiany, wróci możliwość przeprowadzania sond i ankiet (kto wie, może bardziej zaawansowanych?), a do tego sposób rozliczeń za reklamy zacznie mieć "ręce i nogi" (faktury zbiorczej na koniec miesiąca, póki co, uzyskać się nie da - przynajmniej według mojego stanu wiedzy, a jeśli się mylę, błagam o oświecenie!), to może Facebook wróci do łask tych, którzy już położyli na nim krzyżyk?