sobota, 19 lipca 2014

Czy pozycjonowanie to... hazard?

Dziś sobota, więc dla mnie - żadne novum - dzień pracujący, w którym w ciszy i spokoju mogę zająć się swoimi projektami. Podczas prac nad jednym z nich uderzyło mnie pewne skojarzenie. Czy przypadkiem to, co robi #takabranżaseo to nie jest najczystszy w świecie hazard?

Dotyczy to zwłaszcza niedobitków rozliczających się za pozycję. Czy trafią to potworne TOP10 - nie wie nikt. Zależy to od tak wielu czynników, że równie dobrze można widząc własną frazę na pierwszym miejscu, wydać okrzyk dziękczynny i odtańczyć taniec zwycięstwa. Oczywiście drugiego dnia fraza może pogrążyć się w niebycie i wtedy można już tylko walić głową w ścianę i rwać włosy z głowy.

Jak w hazardzie, musimy zainwestować na początek pewną sumę, by w ogóle "wejść do gry". Sumę możemy stracić, wystarczy że konkurencja wyasygnuje więcej środków i już wyglądamy jak pół pośladka lufcikiem. Gdy jednak pchając własne środki w paszczę potwora, pisząc specjalistyczne teksty, maile do portali z prośbą o ich publikację, dodając witrynę do cieszących się zaufaniem katalogów stron (tak, są takie - przy czym i tak przed zgłoszenie oglądam dziada z każdej strony i analizuję), wykupując narzędzia służące do analizy naszych działań etc. okazuje się, że jak ten nieszczęsny hazardzista przed automatem, jesteśmy już kompletnie pozbawieni środków (co tu owijać w bawełnę - dla danego projektu - spłukani). Optymalizacja, od której rzecz jasna zaczęliśmy, nie kosztowała nas nic poza czasem własnym, ale dalsza zabawa - no, to już rosyjska ruletka, zwłaszcza w warunkach, w którym Google zachowuje się nieco jak szuler, który chachmęci i zmienia zasady gry w trakcie jej trwania. 

Szczęście, jeśli po paru miesiącach ostrożnego inwestowania w SEO i SEM, zaczynają pojawiać się upragnione wyniki, utrzymają się one na szczytach, a Klient dzwoni z kolorowymi łzami w oczach i mówi "Warto było poczekać". Wówczas możemy odetchnąć z ulgą, dalej robić swoje i czekać na zwrot zainwestowanych pieniędzy, który wkrótce (o ile czegoś Google znów nie wykombinuje) pozwoli nawet coś na stronie zarobić.

Może być też gorzej, czemu nie - w końcu mówimy o hazardzie  (ale to już akurat droga strony barykady, z którą się kompletnie nie utożsamiam). Te jednostki inwestują sobie w precle, SWL-e, SEOkatalogi, po czym Pingwin i Panda i daje stronie po głowie, filtr ręczny i algorytmiczny przysysa się do niej jak pijawka, a wspomniane jednostki, niczym hazardzista który na wyścigach przegrał ostatnie fundusze, rozważają strzelenie sobie w łeb.

Wiem, wiem, przekoloryzowałam, ale chyba jakieś ziarno prawdy po tym wpisie się plącze...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz