wtorek, 8 lipca 2014

Nowa generacja Klientów...?

Wspominałam w jednym ze swoich wpisów o polowaniu na jelenie ;) Jeśli ktoś nie pamięta, odsyłam go bezpośrednio do właściwego tekstu. Jednostkom bardziej leniwym w skrócie wspomnę tylko, że wpis traktował o Klientach, którzy wykorzystując zamieszanie spowodowane przez filtry ręczne usiłowali najzwyczajniej w świecie naciągać agencje zajmujące się SEO, stawiając warunki, żądania i już na wstępie dyskutując o karach za pojawienie się na stronie takiego właśnie filtra (pal licho ręcznego czy algorytmicznego). Czas jakiś to polowanie na jelenie trwało, parę zostało odstrzelonych, ale w końcu sprawa przycichła. Branża otrzepała się z kurzu, zwarła szyki i wróciła do działań, opracowywania nowych strategii, spotkań na szkoleniach i wymieniania się informacjami. I w chwili, w której coraz częściej mówi się o kompletnej nieopłacalności pozycjonowania ukierunkowanego na pozycje w TOP, a branża coraz śmielej zawiera umowy na abonament lub rozlicza się za ruch (co ma sens, w końcu z czegoś trzeba te wyniki "wyczarować", a jak wiadomo, z pustego i Salomon nie naleje), pojawiła się nowa generacja Klientów.


Od kilkunastu tygodni obserwuję masę maili z ofertami na pozycjonowanie strony Klienta. Klient taki nie próżnuje, posiada ukochane przez niektórych dopalane czym się da "satelitki", linki na forach, w preclach, katalogach (niestety gdzie i kiedy linki upchnął - nie pamięta), strona jakoś ciągnie, ale do TOP5 wbić się nie chce. W związku z tym oferuje mi bez mała zaszczyt wyciągnięcia jego witryny na wyżyny (no, pierwsze dwa miejsca najlepsze). 

Zwykle w takiej chwili przełykam ślinę i czytam dalej, docierając do listy słów kluczowych. Niemal same pojedyncze frazy, konkurencyjnością zbliżoną do ukochanych przez wszystkich opon. A płatność - tylko za wyniki! Z czystej ciekawości raz spróbowałam oszacować ile musiałabym zainwestować, żeby w ogóle mieć szansę na władowanie tej strony do TOP5 choć na część fraz. Rzecz w tym, że mam jeszcze innych Klientów, którymi opiekuję się od lat, którzy razem ze mną przetrzymali największe Googlowskie zawirowania (nie, nie zawsze było miło ;>) i co, porzucić ich w ciemno i skupić na tych "z nowej generacji"? Zatrudnić dodatkową brygadę SEO-wców? Już chciałam odpisać miłemu człowiekowi, że ja osobiście nie jestem w stanie w takiej formie mu pomóc (zwłaszcza, że mamy sezon urlopowy i jednak braki personalne dają się odczuć), ale mogę mu zaproponować bardziej rozległe rozwiązania, na zasadzie abonamentu. Jednak w tym momencie wzrok mój padł na zdanie "Negocjacje nie wchodzą w grę". I takich maili mam naprawdę zatrzęsienie. 

Zaczynam się zastanawiać czy to Klient powinien być zadowolony, że z radością siadam z nim do stołu i wspólnie ustalamy strategię promocji jego witryny, kombinujemy co jeszcze zrobić, jakie środki zaangażować, gdzie się pokazać itd. czy też to ja powinnam szczerzyć zęby w uśmiechu numer 5 na widok maila, w którym Klient pisze mi, jak ja mam pracować. A wydawałoby się, że moja firma - moje zasady, no nie? ;) Cóż, w takich sytuacjach grzecznie wyjaśniam, że pozycjonowanie na TOP-y stosujemy coraz rzadziej i nigdy dla TOP5 (TOP10 czasem - w drodze wyjątku, jeśli dla obu stron ma to sens i dla obu generuje sensowne profity). W innych przypadkach wolę jednak działać po swojemu i niedawno włos mi się zjeżył na głowie, gdy Klientka w kilku mailach z rzędu domagała się pozyskiwania hurtowo linków ze ścisłym dopasowaniem dla najbardziej "chodliwych" fraz...

Swoją drogą - do Was też trafiają takie perły tłumaczące Wam jak macie pracować i jak się rozliczać? ;) Zastanawia mnie skala tego zjawiska :)

3 komentarze:

  1. Zawsze grzecznie odpisuję, informując, że to klient przyszedł do mnie i tutaj panują moje zasady - ja rozliczam się tak i tak, te zasady (abonament itd) niosą dla niego takie korzyści, że A, B, C. Jeśli chce, mogę mu wskazać wady proponowanego przez niego rozwiązania - i zostawiam mu swobodny wybór. Generalnie z 3/4 zapytań udaje się przekonwertować na lepszego klienta, jedynie kilku odpornych oparło się wszelkim logicznym argumentom :)

    Zresztą ostatnio opublikowałem wpis gdzie nakreśliłem jak Ci klienci potem wracają w kilku etapach. W skrócie: Zapytanie, pójście do konkurencji, powrót z filtrem i prośby o pomoc oraz akceptacja wszelkich zasad bez marudzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest to sposób - pozwolić się Klientowi sparzyć. Wówczas rozdmuchane ego sklęśnie w sobie i będzie można sympatycznie i otwarcie porozmawiać :)

      Usuń
  2. Niestety faktem jest, że niektórym klientom się poprzewracało w główkach trochę. Jest jednak często tak, jak napisał Sebastian o powrotach klientów z filtrem, banem po "tanich działaniach". Gdy klient na pierwszej rozmowie mówi mi "Zrób Pan po taniości, bo widziałem takie oferty, że się "da", to Pan też zrób" to wyciągam mu teczkę z danymi o stronie (linkowanie, przykłady takich linków) jednego z moich klientów, który zgodził się na podanie go jako przykładu ofiary taniej agencji. To naprawdę dobry AS w rękawie i działa z niezwykłą skutecznością. Czasem jest po prostu tak, że klient faktycznie nie ma tyle kasy, co by się chciało, jednak daje się namówić na wykorzystanie tego co jest godząc się na długofalową współpracę.

    OdpowiedzUsuń