wtorek, 28 lipca 2015

Google+ spuszcza użytkowników "ze smyczy"

Jakiś czas temu pisałam o efektach integracji Google+ z innymi usługami Google. Najbardziej poirytowani byli użytkownicy YouTube'a, którzy by - jak zwykle - dodać komentarz pod filmem, zostali zmuszeni do założenia konta na Google+.


Wzbudziło to wśród wielu osób irytację, zresztą po własnym kanale "tubowym" widziałam, jak wielu ludzi subskrybujących mój kanał, zdecydowało się na skasowanie kont YT. Google chyba doszło wreszcie do wniosku, że integracja na tak dużą skalę, łącząca wszystkie googlowskie usługi, raczej stała się dla userów kamieniem u nogi, a nie ułatwieniem im życia.

Miło mi zatem poinformować, że Bradley Horowitz z Google zapowiedział zmiany w tym zakresie. W ciągu najbliższych miesięcy obowiązkowa integracja straci rację bytu, a G+ pozostanie tworem odrębnym, niezwiązanym zupełnie z innymi "zabawkami", które Googlarze oddali nam do dyspozycji.

Osobiście uważam to za rozsądne posunięcie, bo ostatecznie natura człowieka jest taka, że jeśli coś musi, to prawdopodobnie tego nie zrobi (i chyba stąd ta liczba spadków wśród moich subskrybentów, którzy właśnie w czasie wymuszonej integracji, opuścili YouTubowski przybytek).

Zyskać może na tym i sama platforma społecznościowa. Google+ przestanie być kojarzone z miejscem, do którego należeć trzeba, jeśli chce się (trzymam się przykładu YT) napisać komentarz pod filmikiem. 

Kto wie, może G+ wprowadzi rozwiązania dla swoich użytkowników, które sprawią, że serwis zacznie być częściej odwiedzany, a ludzie będą się w nim rejestrowali z własnej chęci, a nie z musu? 

Uważam, że to dobre posunięcie i Googlarzom kłaniam się w pas, przypominając słowa, które  oni sami powtarzają niczym mantrę: jeśli serwis jest dobry, merytoryczny i oferuje użytkownikom coś ciekawego, to nie ma potrzeby kombinowania w celu zwiększenia ruchu.


informację podał Bradley Horowitz (za pośrednictwem G+ rzecz jasna)

czwartek, 23 lipca 2015

Doczekaliśmy się - ruszyła nowa Panda

panda
Google oficjalnie potwierdziło, że w miniony weekend (a dokładnie 18.07.2015), uruchomiona została nowa wersja algorytmu Panda (odpowiedzialnego za jakość treści publikowanych na stronach). Fakt, że branża nie podniosła jeszcze alarmu, wynika z prozaicznej przyczyny - działanie Pandy 4.2. ma być rozłożone w czasie. "Przebrnięcie" przez sieć i uporządkowanie SERP-ów może jej zająć nawet kilka miesięcy.

Na ten update czekaliśmy prawie 10 miesięcy, a z wypowiedzi Googlarzy wynikało, że przesuwany był on w czasie między innymi z powodów technicznych. Być może z tym związany jest również fakt, że skutki Pandy odczujemy dopiero za wiele tygodni, a sam algorytm najprawdopodobniej nie uderzy z taką siłą, jak jego poprzednie wersje (których efekty można było zauważyć niemal natychmiast po "wypuszczeniu" nowej wersji "googlowskiego zwierzaka").

Wiele osób z branży z utęsknieniem wyczekiwało nowej Pandy, licząc na skuteczniejsze oczyszczenie SERP ze zduplikowanej treści i ze stron o niskiej zawartości merytorycznej. Inni z kolei mieli nadzieję, że ich strony - ukarane wcześniej - teraz odzyskają utracone pozycje w wynikach wyszukiwania. 

A jak będzie?

Czy Panda 4.2. okaże się bezlitosna dla śmieciowych stron? Oby. Nietrudno wciąż znaleźć w SERP witryny, będące typowymi zapleczami, zapchanymi "pod sufit" słowami kluczowymi. Dobry conent, choć broni się nieźle, niestety nie zawsze wygrywa z tego typu serwisami. Pozostaje zatem liczyć na to, że choć nowa Panda będzie przez sieć brnęła powoli, to jednocześnie zrobi to skutecznie, ubijając strony zaśmiecające wyniki wyszukiwania. Ale czy ta teoria sprawdzi się w praktyce - o tym przekonamy się najprawdopodobniej za kilka miesięcy i wówczas można będzie wyciągnąć wnioski z aktualizacji tego algorytmu. Zatem pożyjemy, zobaczymy.


środa, 15 lipca 2015

Nowa Panda podobno wciąż przed nami

panda
Ale czy na pewno? To pytanie wiele osób z branży SEO zadaje sobie od dobrych kilku miesięcy. Wcześniejsze informacje, jakoby algorytm ten miał być aktualizowany na bieżąco, zostały już przez Google zdementowane (choć wiadomo, że wciąż jest to w planach). Na razie jednak, z powodów technicznych, nowej wersji Pandy - ponoć - jeszcze nie było.

Przeglądając kondycje stron, które mam pod opieką, widzę pewne wahania pozycji i dotyczy to głównie witryn, których treść jest wciąż uzupełniana. Potężnych "łupnięć" nie odnotowałam, aczkolwiek wyraźnie widać, że serwisy zawierające unikalny content, mają się lepiej (zresztą wiadomo - "Content is a king"). Być może wiąże się to z innym algorytmem, o którym w sieci toczą się zaciekłe dyskusje, a mianowicie związanym z jakością treści w serwisach. Brzmi zupełnie jak Panda, ale jest - i tu znów ponoć - całkiem odrębnym, googlowskim bytem.

Według informacji, jakie na swojej stronie podał Barry Schwartz (z https://www.seroundtable.com), na Pandę jeszcze poczekamy, ale jeśli dopiero teraz zabraliśmy się za uzupełnianie treści na naszych witrynach, to może być już za późno, by poprawić ich widoczność w SERP.

To wciąż jednak wyłącznie gdybanie. Jedno za to jest pewne - gdy Panda już się pojawi, z pewnością da się to zauważyć, tak jak w przypadku poprzednich aktualizacji tego algorytmu.