Od razu zaznaczam, że choć postaram się podać możliwie dużo konkretów i opisać dwa przypadki takiego pozycjonowania, to nie zaprezentuję wszystkich rozwiązań i nie podam proporcji pozyskiwanych linków ani adresów, z których te odnośniki zdobyłam. Będzie też trochę typowo babskiego spojrzenia na sprawę, ale nie może być inaczej, jeśli mówimy o intuicji (która jest wszak domeną kobiet) ;)
Kto chce przejść od razu do meritum, pomijając moją twórczość swobodną, niech kliknie tutaj - będzie mieć z głowy część mojego gadania.
Słowem wstępu - gdy zaczynałam pozycjonować strony (w roku 2007) bazowałam głównie na wiedzy pozyskiwanej z rozmaitych sieciowych źródeł oraz z dostępnej mi literatury. Wierzyłam w słowo pisane i w tamtym czasie zresztą całkiem nieźle na tym wychodziłam. Lata jednak leciały, a w branży w szalonym tempie zaczęły się lęgnąć wątpliwości co do metod pracy. Wówczas zaczęłam dość krytycznie spoglądać na serwowaną tu i tam wiedzę i na sprawę patrzeć po swojemu. Innymi słowy - wtrąciła się moja dusza. Zaczęłam pchać się w kierunku WHS, jednak wciąż pozyskując linki (nie wszystkie idealne, za co oberwało mi się nieźle - co prawda nie filtrem, ale też było ciekawie).
Ostrzeżenia duszy zignorowałam raz, w 2012 roku, tuż przed Pingwinem. Tak się złożyło, że miałam na głowie mnóstwo innych rzeczy (których najgorszym wrogom nie życzę) i przez blisko 7 miesięcy pracowałam w zasadzie niczym automat, a nie jednostka z krwi i kości. Jak to się skończyło, sprawa jasna - spadki na zdecydowanej większości stron. Nie będę ukrywać - szlag mnie trafił potężny, pojawił się niepokój, zaczęłam trochę nerwowo analizować sytuację, po czym znów odezwała się we mnie dusza. Nie pozostawiała złudzeń co do przyszłości i kazała mi zmienić kompletnie podejście do pozycjonowania. Efektem jej nacisków było wysmarowanie opracowań opisujących sytuację wraz z propozycjami zaradzeniu trudnościom, które przesłałam do wszystkich swoich Klientów. Kolejnym krokiem było przejechanie się na szkolenie do Katowic (luty tego roku), na którym - ku własnemu zdumieniu - usłyszałam od +Artura Strzeleckiego w zasadzie to, co podpowiadała mi intuicja. Ucieszyło mnie to ogromnie, a dodatkowo podłapałam też kilka ciekawostek, od razu układając sobie w głowie plan działania, będący uzupełnieniem dla nowej strategii promocji stron.
Wnioski wyciągnięte po pierwszym Pingwinie i Pandzie:
- zwiększenie dywersyfikacji źródła linków i anchorów;
- pozyskiwanie ruchu spoza Google (ciężko było przekonać Klientów do zainwestowania w działania stricte marketingowe na FB i do sensu założenia kont na G+ ale w 90% przypadków się udało - teraz, w zależności od branży, społeczności generują sporą część konwersji i wątpliwości Klientów odeszły w siną dal);
- rozbudowanie stron (wcześniej niechętnie, ale zgadzałam się na promowanie w wyszukiwarce stron-wizytówek, na których dominowały zdjęcia, a treści nie było prawie wcale. Przy niszowych frazach dawało radę, ale czułam wewnętrzny niedosyt, bo co użytkownikowi po zdjęciach, jeśli brakuje cennika, opisu oferty, rozbudowanej informacji o firmie?).
Dodatkowo dusza sceptycznie odniosła się do nowego rodzaju katalogów - boom na katalogi wp wywołał u mnie niesmak, nie podobały mi się, odrzucało mnie od nich i żadne argumenty "za" nie miały do mnie dostępu. Biorąc pod uwagę fakt, że na chwilę obecną zdjęłam filtr z kilku stron, do których linkowały całe stada wp-katów przyznać muszę, że dusza znów miała rację (wiem, wiem - przesada w niczym nie jest dobra, a kilka wordpressów nie zaszkodzi, niemniej wstręt do nich czuję taki, jak do precli i nic na ową niechęć nie poradzę).
Działania, które podejmuję w oparciu o intuicję:
- optymalizacja strony - przy hasłach niszowych wystarcza do zdobycia TOP5. Rozbudowuję serwis, a jeśli jest taka szansa, przebudowuję go od zera. Musi być estetycznie, przejrzyście, z dużą ilością unikalnej treści i sensownymi tytułami. Żadnego upychania słów kluczowych gdzie popadnie. Długość tekstów również oceniam "na wyczucie", nie stosuję żadnej konkretnej ilości znaków. Boldy daję tam, gdzie uważam za stosowne, odnośniki wewnętrzne tak samo. Linki site-wide - czemu nie? Jeśli intuicja mówi mi, że mają sens, nie unikam ich jak ognia;
- katalogowanie - owszem, ale tylko w obrębie akceptowanych przeze mnie katalogów. Dodawanie hurtem odpada, chyba że w celach testowych i też czuję wówczas niezadowolenie. Każdy nowy katalog muszę sobie obejrzeć, przeanalizować, a to czy dodam do niego wpis, w dużym stopniu zależy od tego, co mi podpowie ukochana dusza;
- komentarze na forach - tak, ale tylko z sensem. Nic na siłę, jeśli mam tworzyć jakiś temat tylko w celu wrzucenia odnośnika, to daję sobie spokój. Linkuję w tematach, w których odnośnik jest przydatny dla osób odwiedzających stronę. Żadnych cudów w stylu EAM, klonów toczących dyskusję ze sobą ani tym podobnych udziwnień, napawających mnie wstrętem;
- tworzenie kont na portalach, celem wrzucenia linka w profil - zależy od rodzaju firmy, którą promuję i portalu. Żadnych bezmyślnych masówek. Staram się też nie poprzestawać na założeniu konta, odpalenia kolejnego portalu w przeglądarce i powtórzenia wykonanej przed chwilą czynności. Pozycjonowanie to, moim zdaniem, nie jest robota taśmowa. Wymaga myślenia i wyczucia;
- tworzenie serwisów tematycznych - nie mylić ze zwykłymi zapleczami. Dobry content, na którym można wrzucić jeden lub dwa odnośniki do stron "nadrzędnych" broni się sam i nie wymaga specjalnego szału z podlinkowywaniem, dopalaniem i diabli wiedzą czym jeszcze. Nie zliczę z ilu tego typu stron wyłoniły mi się pełnoprawnie funkcjonujące serwisy, mające przyzwoitą liczbę odwiedzin i cieszące się autentycznym zainteresowaniem użytkowników;
- "szeptanie" - uprawiane we właściwych miejscach, sensowne, pomocne i w połączeniu z powyższym (wartościowy conent) sprawia, że ludzie szybko podłapują temat i włączają się do dyskusji, a także sami dzielą się odnośnikami na własnych stronach. Najlepiej działa to oczywiście w przypadku serwisów rozrywkowych (mam jeden, do którego sama nie pozyskałam właściwie żadnego linka, a całą reklamę załatwili mi użytkownicy pisząc o stronie na forach, linkując do niej ze swoich kanałów na YouTube i ze swoich witryn);
- wykorzystywanie Google Autorship, o ile tylko jest to możliwe;
- działanie na wielu płaszczyznach jednocześnie, poprzez łączenie ze sobą serwisów przynależnych do Google (tu strona, tu blog, tu kanał na YT, wszystko połączone osobą autora).
Jak powyższe sprawdza się w praktyce? Poniżej wykresy dla dwóch stron (pierwsza z branży motoryzacyjnej, druga związana z budownictwem) z okresu ostatnich 6 miesięcy, a zatem obejmujące Pingwina 2.0, Pingwina 2.1, Kolibra i miotającą się co i rusz Pandę:
Strona 1, dla której wykorzystuję tylko część wymienionych wyżej rozwiązań.
Wybrałam wykres dla słowa, któremu oberwało się najbardziej. Pomimo ostatniego spadku (Panda), dało radę jakoś obronić się przed różnymi cudami. Reszta haseł pozostała niewzruszona.
I sytuacja na dzisiaj dla wszystkich fraz. Jak widać, źle nie jest, pomijając ostatnie hasło, o którym pisałam też wyżej (tu wyraźnie nabruździła wspomniana Panda):
Dodam, że słowa kluczowe są promowane na całą Polskę i nie zawierają dopisku z nazwą miasta.
Strona 2 - dla której wykorzystuję wszystkie opisane wcześniej rozwiązania
Również zestawienie z ostatnich 6 miesięcy dla frazy, która miała się w tym czasie najgorzej:
I sytuacja na dziś:
Frazy trudniejsze niż w pierwszym przypadku, a konkurencja dla nich - z miesiąca na miesiąc liczniejsza.
Podsumowując - czasem dobrze jest wsłuchać się w siebie zamiast powielać to, co robią inni. Sposobów na promowanie stron jest tak naprawdę multum i nie musimy ograniczać się wyłącznie do tego, co robią konkurenci (a wręcz nie powinniśmy). Znalezienie odpowiedniej strategii (będącej bliżej WHS niż BHS) wymaga sporo czasu, mnóstwa pracy, cierpliwości i eksperymentów. Ale daje satysfakcję, gdy wreszcie widzi się, że to działa i co najważniejsze - nie jest karane przez Google pomimo coraz ostrzejszych wymogów tej wyszukiwarki.
"tutaj" nie działa :D
OdpowiedzUsuńPoprawiłam, widać podświadomość chciała, żebyście się przemęczyli czytając całość ;D
UsuńInteresujący, bardzo kobiecy felieton.
OdpowiedzUsuńTrochę jakby z "Wysokich Obcasów" ;)
Bardzo ciekawy wpis i ... muszę przyznać, że bardzo mi pomogłaś. Sama od pewnego czasu testuję na własnym projekcie pozycjonowanie i jest on o tyle trudny, ponieważ w bardzo popularnej tematyce wybrałam sobie niszę, która mnie interesuje i o której piszę, jest to mój prywatny projekt, nie zawodowy. I po pewnym czasie rozważania różnych słów kluczowych wybrałam dosłownie kilka. Doszłam do wniosku, że nie chcę mieć przypadkowego ruchu, wolę mniejszy ale bardziej wartościowy merytorycznie. No i po ok sześciu miesiącach sukcesywnego trzymania się tych słów kluczowych i punktu pierwszego z Twojego wpisu, są efekty, całkiem miłe :) Pora wcielić w życie kolejne działania :)
OdpowiedzUsuńCieszę się :) Jeśli będę mogła jakoś pomóc albo coś podpowiedzieć - pisz :)
UsuńCiekawe, ale jak radzisz sobie z niszowymi branżami? Bo dywersyfikacja źródeł linków przy istniejących w sieci 10-20 portalach tematycznych, jeszcze mniejszej liczbie forów to żadna dywersyfikacja. Szeptanie - dobre przy mainstreamie, ale jak dotrzeć do odbiorców spoza świata, mody, rozrywki - do specjalistów, którzy nie korzystają z internetu na co dzień, ale chcielibyśmy ich oswoić np. z zakupami online? Mam wrażenie, śledząc temat SEO, że Twoje rady świetnie sprawdzają się w tematyce "ogólnej". Przy specjalistycznych branżach nie jest już tak różowo - trzeba się naprawdę mocno nagimnastykować nie tylko przy zdobywaniu samych linków, ale znalezieniu miejsc, w których moglibyśmy je umieścić ;)
UsuńJasne, że trzeba się nagimnastykować, nigdzie nie napisałam, że obecnie praca nad zdobywaniem wyższych miejscach w SERP jest miła, lekka i przyjemna ;)
UsuńOpiekuję się stronami z rozmaitych branż: od medycyny, przez motoryzację, po rolnictwo. I jasne, że łatwiej jest wykorzystywać część wymienionych we wpisie metod przy promowaniu bardziej popularnych tematów, ale na każdą branżę - nawet niszową - można znaleźć sposób. A że wymaga to pracy, to cóż, takie uroki zajmowania się pozycjonowaniem ;)
Dziękuję :) chętnie posłużę za królika doświadczalnego :)
OdpowiedzUsuń