wtorek, 4 grudnia 2018

WTF, Google?!

To, co dzieje się ostatnio w SERP-ach przypomina rzeź niewiniątek. Skoki pozycji niektórych słów kluczowych przypominają wyczyny akrobatów w cyrku, a obserwując zmiany na przestrzeni ostatnich kilkunastu tygodni, przed oczami widzę istne sinusoidy. No, nie wszędzie, część serwisów trzyma mi się całkiem nieźle, ale wszystkie bez wyjątku odnotowały większe lub mniejsze zmiany.

Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że Googlarze brzmią jak zacięta płyta i przyciskani do muru przez Schwartza z Seroundtable, powtarzają w kółko "Wprowadzamy kilka tysięcy zmian w algorytmie w skali roku". No świetnie, wierzę w to bezsprzecznie, ale od sierpnia te zmiany są jednak dość znaczące i obejmują serwisy na całym świecie - o różnej tematyce, różniące się zawartością merytoryczną i profilem linków. I, z tego co czytam na zagranicznych forach, wszystkie te serwisy dostały "po łbie".

Przypomina mi się "zlot" SEOwców w Katowicach na początku 2012 roku, kiedy to zgromadzeni w jednym pomieszczeniu i "zbici w kupę" pozycjonerzy z całego kraju (sporo nas było, z 40 sztuk?) wsłuchiwali się w przekazywane przez Artura Strzeleckiego informacje odnośnie zmian w Google. Tyle, że wtedy przynajmniej wiadomo było, o co chodzi - narodziła się Panda i Pingwin, wywracając do góry nogami wszystko, cokolwiek wiadomo było o promowaniu stron (przed tymi algorytmami, zajęciu przyjemnym i wręcz relaksującym). Teraz natomiast nie wiadomo nic. No, poza oczywistymi huśtawkami w SERP. Przyczyn natomiast doszukiwać musimy się sami, bo Google widać zacięło się na amen i więcej niż "Wprowadzamy kilka tysięcy (...)" nie jest w stanie z siebie wykrztusić.

Warunki pracy, bracia i siostry SEOwcy, mamy zatem kapitalne, bo chodzenie po "polu minowym", jakim od dość dawna jest działanie związane z promocją stron w Google, stało się jeszcze trudniejsze. I manewrowanie na owym polu może skończyć się w pewnym momencie wdepnięciem w googlowską minę - czego ani sobie, ani nikomu innemu działającemu w branży oczywiście nie życzę.

[edit, po publikacji kilku komentarzy]

1. Tak, wiadomo, że pytanie z tytułu jest mocno retoryczne, bo od lat Google napędza sobie Klientów (czyt. AdWords);
2. Moje marudzenie na brak komunikacji ze strony Google wynika wyłącznie z tego, że obietnice tej wyszukiwarki (czyli "pomoc webmasterom" - i tworzenie w tym celu odrębnych narzędzi, wyznaczanie osób do "komunikacji") nijak się mają do rzeczywistości;
3. Nie oczekuję, że ktoś z Google wyjdzie z plakatem reklamowym na ulicę, a na owym plakacie widnieć będą "podane na tacy" wskazówki "co aktualnie algorytm żre";
4. Content, content, content - zgoda, sama jestem na to mocno wyczulona, ale nawet strony z mojego "poligonu testowego", które są bogate w unikalną treść, zaliczyły w ostatnich miesiącach "skoki";
5. Oczywiście mam strony, które wahań pozycji nie odczuły praktycznie wcale, ale są one promowane lokalnie na hasła niszowe (więc nie biorę ich tak bardzo pod uwagę, przy spoglądaniu na całość). Większe serwisy, promowane na całą Polskę i na dużą ilość słów kluczowych (~100), przynajmniej parę razy na miesiąc, odczuwały zawirowania. A i hasła nie należą do tych rzędu "Hodowla świnek morskich Wąchock".

Coś się dzieje i zastanawiam się czy faktycznie mamy wyłącznie do czynienia z aktualizacją głównego algorytmu (jak twierdzą Googlarze) czy też przypadkiem nie okaże się, że do Pandy, Pingwina, Hummingbirda, Oposa etc. nie dołączył kolejny "zwierzak" ;) Naturalne wydaje mi się, że skoro się zajmuje jakąś tematyką i widzi, że coś się dzieje, usiłuje się dojść do sedna sprawy. Gdybym nie czytała dyskusji branżowych, nie dyskutowała z ludźmi zajmującymi się SEO, to pewnie do dziś nie wiedziałabym o istnieniu np. Gołębia ;) Czasem warto wychylić głowę i rozejrzeć się dookoła, bo to, że strony trzymają pozycje dzisiaj nie oznacza, że jutro będzie tak samo (co przypomina mi pierwsze łupnięcie ze strony Google, którego efekty na polskiej scenie  SEO doświadczyliśmy najwcześniej, według mojej wiedzy, ja i Radek Kubera - reszta towarzystwa miała jeszcze spokojne Boże Narodzenie, za to mało przyjemne wejście w Nowy Rok).