sobota, 15 listopada 2014

Jak wytłumaczyć Klientom zmiany w Google?

agresywny kleint
Ależ ja rozumiem, tylko nic mnie to nie obchodzi!
Z większością swoich Klientów (których nie interesuje tylko SEO, ale szeroko zakrojone działania promocyjne), mam zawartą umowę, której się trzymam - raz w miesiącu otrzymują standardowo wykresy pozycji, a dodatkowo podsumowanie danego miesiąca i plan działań na kolejne tygodnie. Zdawałoby się, proste, przejrzyste - w czym więc rzecz? Otóż gdy przychodzi do pisania słów w stylu:
"Panie X, z uwagi na aktualizację algorytmu Pingwin, konieczne będzie zwiększenie dywersyfikacji prowadzących do Pana strony odnośników. Problemem może być też algorytm Panda - w ostatnim czasie, nie informując nas o tym, usunął Pan znaczną część tekstów ze swojej strony, co negatywnie wpłynęło na jej pozycję w wynikach wyszukiwania."

Przyznaję, że na miejscu Klienta, który co prawda przed przystąpieniem do współpracy otrzymuje wiele informacji dotyczących działania Google, jego algorytmów, niemożności gwarancji wyników etc. też poczułabym się lekko ogłuszona ww. mailem (co mi tu o zwierzętach baba pisze?). No i tu zaczyna się trudność, ponieważ Klient odpowiada:
"Ja rozumiem sytuację, ale wymagam aby (...)" - no właśnie niestety, mało który Klient sytuację rzeczywiście rozumie. Zwłaszcza, że na promocję wydaje, przyjmijmy, 150 zł netto (może być 200 zł, 400 zł - w zależności od ilości i trudności haseł), a jego oczekiwania to:

  • być odpornym na zmiany w Google
  • być odpornym na działania konkurencji
  • unikać kar Google
  • błyszczeć w chwale w TOP5

O ile nad tym trzecim punktem mamy jeszcze jakąś tam kontrolę, o tyle na to, co za dzień czy miesiąc wykombinują właściciele wyszukiwarek lub konkurencja, wpływu już nie mamy. Za to mając w garści te przykładowe 150 czy 400 zł abonamentu. robimy co możemy, by strona poszła w górę. Czasem się udaje, ale nie zawsze. Na wspomnienie "Przy wyższej stawce abonamentowej moglibyśmy więcej", wiele osób nadyma się i mówi, że znajdzie tańszą i skuteczniejszą firmę (o podejściu części Klientów pisałam zresztą w ubiegłym roku we wpisie o nowych realiach: http://www.clearweb.pl/2013/10/badzacy-we-mgle-nowe-realia-dla-firm-seo.html).
Pytanie do branżowców - czy faktycznie znajdą? Czy są tu jeszcze takie jednostki jak ja, które zwyczajnie nie lubią ciągnąć od Klientów więcej (nie mówię o przykładowych 150 zł, ale o stawkach przystających do trudności fraz) i robią co mogą bazując na posiadanych środkach czy też "na wszelki wypadek" podbijają stawkę np. dwukrotnie?

Czasem czuję się tak, jakby Klient zaprowadził mnie na pustynię, dał w garść 10 złotych i rzucił "Ja rozumiem, że tu nie pada deszcz. Rozumiem, że nie ma tu za dużo roślinności, że w dzień temperatury są zabójcze, a nocą spadają poniżej zera. Ale proszę mi tu stworzyć lasek sosnowy. Jedno drzewko tam w oddali stoi, proszę. Jak palma może, to i sosna da radę".

A może jesteście w stanie wyjaśnić Klientom w czym rzecz i to tak, żeby faktycznie zrozumieli skalę problemu, i by dotarło do nich, że ich pieniędzy nie przepuszczamy w kasynie, ale istotnie ładujemy w stronę w trosce o wyniki? Z moich obserwacji wynika, że do około 20% Klientów (co ciekawe, z konkretnego miasta), żaden argument nie dociera. Owszem, można takiemu podziękować za współpracę, ale mam wrażenie, że jednak jest tu gdzieś złoty środek i może osoby starsze ode mnie doświadczeniem wiedzą, gdzie go szukać.

piątek, 7 listopada 2014

Menażeria Google w natarciu

Jak zauważyła już Marta Gryszko i co pokrywa się z oglądanymi na dzień wykresami, zwierzątka Google szaleją. I specjalnie użyłam liczby mnogiej, ponieważ analizując sobie witryny, zauważyłam spadek na stronach promowanych lokalnie. Tąpnęło jeszcze przed Pingwinem 3.0., co widać na załączonym obrazku. Zdaje się, że jeszcze zanim zawitał do nas Pingwin, nad jego głową przeleciał Gołąb i to od niego zaczął się ten zwierzęcy cyrk Google:

wpływ Gołębia i Pingwina na frazy
Ten szary kolor to czas wprowadzenia Gołębia (tak mi podpowiada dusz), lekkim fioletem zaznaczone są dni,
w których szalał już Pingwin


Zmiany na pozycjach widać gołym okiem. Część fraz spadła po Gołębiu i ich spadek został podtrzymany przez Pingwina. Inne frazy w miarę się wybroniły, niektóre już w parę dni po przejściu Pingwina zaczęły wracać na wyższe miejsca i tak jest to dzisiaj.

Pingwin jednak robi swoje, zauważyłam na tę chwilę coś pomiędzy "tańcem Google" a "zamrożeniem wyników". Część witryn wciąż uprawia sambę, doprowadzając mnie do palpitacji, część zamarła i czy też traktujemy je kijem czy marchewką, nie wykazują chęci do współpracy. 

Jeśli Marta przewiduje słusznie, to czas jakiś jeszcze będziemy w tym pacie tkwić. Osobiście mam wrażenie (analizując strony pozycjonowane lokalnie), że Gołąb też jeszcze ostatniego gruchnięcia z siebie nie wydał. Oby tylko owo gruchnięcie nie przełożyło się na gruchnięcie w dół - wyników.

P.S. Dla zainteresowanych. Wyżej zaprezentowany wycinek strony należy do firmy z Warszawy, hasła są raczej konkurencyjne (przepychanka trwa ostro od czasu, gdy i ja włączyłam się do gry). Niezadowolenie Klienta również już odczułam (głupio mówić do człowieka z poza branży słowa "Proszę Pana, Pingwina ani Gołębia nie przeskoczę, trudno powiedzieć kiedy dla wszystkich haseł będą TOP-y).