wtorek, 27 października 2015

Mózg Google rozpoczął pracę

BrainRank
A konkretnie do boju ruszył RankBrain, nowy googlowski twór, który zaczął działać w sieci kilka miesięcy temu. Jednak dopiero wczoraj (za pośrednictwem Bloomberg) świat Internautów miał okazję dowiedzieć się o jego istnieniu.

Za co odpowiada "RankującyMózg"? Okazuje się, że ten "byt" został zaopatrzony w sztuczną inteligencję, która ma mu ułatwić interpretowanie zapytań wpisywanych przez użytkowników w wyszukiwarkę Google. 

Kierować się ma on czymś na kształt "ludzkiego nosa" i "przeczuwać", co też użytkownik miał na myśli wklepując w Google np. "pomiar ciała". Może chodzić o wiele rzeczy - być może pytający chce wiedzieć, jak za pomocą centymetra krawieckiego obliczyć obwód tu i ówdzie? Może zaś szuka kalkulatora BMI? A może chodzi mu o nowoczesną wagę elektroniczną, która takiego pomiaru dokonuje, wyświetlając procentową ilość tkanki tłuszczowej, wagę stojącej na urządzeniu osoby, a na dodatek kalkulując również BMI? Odgadnięcie myśli człowieka wpisującego zapytania, może sprawić trudność także innemu człowiekowi, jak zatem poradzi sobie z tym zagadnieniem sztuczna inteligencja?

Trudno dziwić się zatem, że świat SEO poczuł się zaniepokojony, bo jeśli rankingi stron tworzone będą w oparciu o interpretację googlowskiego "Mózgu", SERP-y mogą przybrać zupełnie nowy kształt (przynajmniej dla tych zapytań, które są niejasne i nie do końca sprecyzowane). Jednak Gary Illyes z Google do tych obaw podchodzi z pobłażaniem twierdząc, że "magia SEO" nie powinna napotkać na trudności związane z działaniem RankBrain. I chyba ma rację, skoro od kilku miesięcy RB działa, a o żadnych hiobowych wieściach na temat spadków czy dziwnych odpowiedzi na zapytania wyszukiwarki, żaden SEOwiec dotąd nie napisał.

Powstaje pytanie - czy przed RB należy się jakoś bronić? Nie sądzę. Jedyne, co możemy zrobić, to tak dbać o content, by nawet najdziwniejsze zapytanie pasujące do naszej witryny, zasugerowało RB wskazanie właśnie na nią. Choć "kwiatki" z pewnością będą się jeszcze zdarzać. O tym, jak po wpisaniu kompletnie dziwnych haseł użytkownicy trafiają choćby na blogi SEO, wiele się w branży mówiło. I pewnie mówić będzie jeszcze długo.

sobota, 17 października 2015

Czego możemy spodziewać się po nowym Pingwinie?

Wiele wskazuje na to, że najnowsza aktualizacja algorytmu Pingwin rozpocznie buszowanie po sieci jeszcze w tym roku. Tak przynajmniej wynika z wypowiedzi, jakiej na Hangoucie G+ udzielił John Mueller. Stwierdził, że gdyby miał zgadywać kiedy update tego algorytmu będzie gotowy, postawiłby na najbliższe miesiące.

Dotychczas Pingwin najczęściej "wypuszczany" był w październiku. Czy to oznacza, że jeszcze w tym miesiącu możemy spodziewać się trzęsienia ziemi? Niekoniecznie, choć taką możliwość warto wziąć pod uwagę.

Jednak najważniejszą kwestią, jaką należy poruszyć podczas pisania o nowym Pingwinie, jest zapowiedź działania tego algorytmu w czasie rzeczywistym. Jeśli Google zrealizuje swoje plany, o wypuszczaniu Pingwina raz czy dwa razy do roku będziemy mogli zapomnieć. Działać on będzie bowiem cały czas (oczywiście odpowiednio uaktualniany), a zatem na bieżąco będzie analizował profile linków kierujących do poszczególnych stron internetowych.

Można zastanawiać się czy to dobra, czy zła wiadomość. Moim zdaniem - dobra. Dzięki takiemu systemowi pracy, być może:
  • uda się lepiej usunąć z SERP-ów strony będące zwykłym spamem;
  • łatwiej będzie poprawić pozycje witryn, które wcześniej straciły wysokie miejsca w SERP (pod warunkiem, że ich właściciele zrobią porządek z profilem linków);
  • SERP-y zyskają na przejrzystości, ponieważ strony promowane metodami spamerskimi, będą na bieżąco usuwane z wyników wyszukiwania.
Marzenie ściętej głowy? Niekoniecznie. Google coraz ostrzej podchodzi do metod, których nie akceptuje jako sposobów promowania witryn i ta determinacja zespołu odpowiadającego za porządek w SERP-ach, powinna wyjść na dobre wszystkim, którzy dotąd cierpieli z powodu nieuczciwych zagrywek konkurencji. Black Hat SEO wciąż ma się całkiem nieźle i doprowadza resztę branży do zgrzytania zębami, bo doprawdy zirytować może, że spamowanie - nienawidzone przez Google - jest w stanie wygrać z technikami akceptowanymi przez tę wyszukiwarkę.

Jeśli zatem wszystko pójdzie po myśli Google oraz osób, które starają się promować witryny metodami white (lub z niewielką domieszką grey), pojawi się wreszcie realna szansa na uporządkowanie wyników wyszukiwania i wywindowanie do góry tych stron, które faktycznie są wartościowe. Pod tym względem Pingwin stwarza znacznie większe nadzieje, niż drugi z najpopularniejszych algorytmów Google, czyli Panda. Na ile jednak całość "wypali", trudno wyrokować, bo nawet sami Googlarze przyznają, że zdarzają się im nieoczekiwane problemy techniczne, z powodu których realizacja pewnych planów musi zostać przesunięta w czasie.

wtorek, 11 sierpnia 2015

Nowe szaty Google

alfabetDuet z Google, Sergey Brin i Larry Page, wkrótce zajmą się kierowaniem nową marką, która zastąpi dobrze nam znane Google Inc. Chodzi o Alphabet. 

Jak poinformował Page (we wpisie dostępnym na http://googleblog.blogspot.com/2015/08/google-alphabet.html), Alphabet ma za zadanie "ogarnąć" wszystkie googlowskie projekty i skupić je wokół siebie, jednocześnie dając im możliwość samodzielnego rozwoju. Będzie zatem nadzorował dotychczasowe serwisy i aplikacje, finansował je, a także dbał o powstawanie zupełnie nowych i, jak określił to sam Page, "szalonych" tworów. 

Rzeczywiście, jest czego pilnować. Google, poza wyszukiwarką numer 1 na świecie, wypuściło na przestrzeni lat przeglądarkę Chrome, przejęło YouTube, stworzyło system Android, powołało do życia Mapy Google i tym podobne i tak dalej. Konieczność zapanowania nad tym googlowskim "podwórkiem" i nadania mu przejrzystości, to główny argument przemawiający za powstaniem Alphabet Inc. A przynajmniej tak tłumaczy to Page.

Co te zmiany oznaczają dla użytkowników poszczególnych usług? Dowiemy się dopiero po oficjalnym zastąpieniu Google Inc. nową marką. Jeśli wszystko co na blogu napisał Page, uda się zrealizować, to nie powinniśmy obawiać się jakiegoś trzęsienia ziemi. A kto wie, może dzięki bardziej precyzyjnemu finansowaniu poszczególnych projektów, użytkownicy otrzymają sporo ciekawych funkcjonalności? Google nie można z pewnością zarzucić braku kreatywności i dobrych pomysłów, zatem pozostaje poczekać na zmiany i ufać, że przyniosą one wyłącznie korzyści dla użytkowników, a także przyczynią się do powołania nowych "cudów", z którymi userzy szybko się "zaprzyjaźnią".

Page nie podał dokładnej daty wdrożenia zmian, pozostaje nam zatem śledzenie jego wpisów, a także strony internetowej Alphabet, która dostępna jest pod adresem http://abc.xyz.

wtorek, 28 lipca 2015

Google+ spuszcza użytkowników "ze smyczy"

Jakiś czas temu pisałam o efektach integracji Google+ z innymi usługami Google. Najbardziej poirytowani byli użytkownicy YouTube'a, którzy by - jak zwykle - dodać komentarz pod filmem, zostali zmuszeni do założenia konta na Google+.


Wzbudziło to wśród wielu osób irytację, zresztą po własnym kanale "tubowym" widziałam, jak wielu ludzi subskrybujących mój kanał, zdecydowało się na skasowanie kont YT. Google chyba doszło wreszcie do wniosku, że integracja na tak dużą skalę, łącząca wszystkie googlowskie usługi, raczej stała się dla userów kamieniem u nogi, a nie ułatwieniem im życia.

Miło mi zatem poinformować, że Bradley Horowitz z Google zapowiedział zmiany w tym zakresie. W ciągu najbliższych miesięcy obowiązkowa integracja straci rację bytu, a G+ pozostanie tworem odrębnym, niezwiązanym zupełnie z innymi "zabawkami", które Googlarze oddali nam do dyspozycji.

Osobiście uważam to za rozsądne posunięcie, bo ostatecznie natura człowieka jest taka, że jeśli coś musi, to prawdopodobnie tego nie zrobi (i chyba stąd ta liczba spadków wśród moich subskrybentów, którzy właśnie w czasie wymuszonej integracji, opuścili YouTubowski przybytek).

Zyskać może na tym i sama platforma społecznościowa. Google+ przestanie być kojarzone z miejscem, do którego należeć trzeba, jeśli chce się (trzymam się przykładu YT) napisać komentarz pod filmikiem. 

Kto wie, może G+ wprowadzi rozwiązania dla swoich użytkowników, które sprawią, że serwis zacznie być częściej odwiedzany, a ludzie będą się w nim rejestrowali z własnej chęci, a nie z musu? 

Uważam, że to dobre posunięcie i Googlarzom kłaniam się w pas, przypominając słowa, które  oni sami powtarzają niczym mantrę: jeśli serwis jest dobry, merytoryczny i oferuje użytkownikom coś ciekawego, to nie ma potrzeby kombinowania w celu zwiększenia ruchu.


informację podał Bradley Horowitz (za pośrednictwem G+ rzecz jasna)

czwartek, 23 lipca 2015

Doczekaliśmy się - ruszyła nowa Panda

panda
Google oficjalnie potwierdziło, że w miniony weekend (a dokładnie 18.07.2015), uruchomiona została nowa wersja algorytmu Panda (odpowiedzialnego za jakość treści publikowanych na stronach). Fakt, że branża nie podniosła jeszcze alarmu, wynika z prozaicznej przyczyny - działanie Pandy 4.2. ma być rozłożone w czasie. "Przebrnięcie" przez sieć i uporządkowanie SERP-ów może jej zająć nawet kilka miesięcy.

Na ten update czekaliśmy prawie 10 miesięcy, a z wypowiedzi Googlarzy wynikało, że przesuwany był on w czasie między innymi z powodów technicznych. Być może z tym związany jest również fakt, że skutki Pandy odczujemy dopiero za wiele tygodni, a sam algorytm najprawdopodobniej nie uderzy z taką siłą, jak jego poprzednie wersje (których efekty można było zauważyć niemal natychmiast po "wypuszczeniu" nowej wersji "googlowskiego zwierzaka").

Wiele osób z branży z utęsknieniem wyczekiwało nowej Pandy, licząc na skuteczniejsze oczyszczenie SERP ze zduplikowanej treści i ze stron o niskiej zawartości merytorycznej. Inni z kolei mieli nadzieję, że ich strony - ukarane wcześniej - teraz odzyskają utracone pozycje w wynikach wyszukiwania. 

A jak będzie?

Czy Panda 4.2. okaże się bezlitosna dla śmieciowych stron? Oby. Nietrudno wciąż znaleźć w SERP witryny, będące typowymi zapleczami, zapchanymi "pod sufit" słowami kluczowymi. Dobry conent, choć broni się nieźle, niestety nie zawsze wygrywa z tego typu serwisami. Pozostaje zatem liczyć na to, że choć nowa Panda będzie przez sieć brnęła powoli, to jednocześnie zrobi to skutecznie, ubijając strony zaśmiecające wyniki wyszukiwania. Ale czy ta teoria sprawdzi się w praktyce - o tym przekonamy się najprawdopodobniej za kilka miesięcy i wówczas można będzie wyciągnąć wnioski z aktualizacji tego algorytmu. Zatem pożyjemy, zobaczymy.


środa, 15 lipca 2015

Nowa Panda podobno wciąż przed nami

panda
Ale czy na pewno? To pytanie wiele osób z branży SEO zadaje sobie od dobrych kilku miesięcy. Wcześniejsze informacje, jakoby algorytm ten miał być aktualizowany na bieżąco, zostały już przez Google zdementowane (choć wiadomo, że wciąż jest to w planach). Na razie jednak, z powodów technicznych, nowej wersji Pandy - ponoć - jeszcze nie było.

Przeglądając kondycje stron, które mam pod opieką, widzę pewne wahania pozycji i dotyczy to głównie witryn, których treść jest wciąż uzupełniana. Potężnych "łupnięć" nie odnotowałam, aczkolwiek wyraźnie widać, że serwisy zawierające unikalny content, mają się lepiej (zresztą wiadomo - "Content is a king"). Być może wiąże się to z innym algorytmem, o którym w sieci toczą się zaciekłe dyskusje, a mianowicie związanym z jakością treści w serwisach. Brzmi zupełnie jak Panda, ale jest - i tu znów ponoć - całkiem odrębnym, googlowskim bytem.

Według informacji, jakie na swojej stronie podał Barry Schwartz (z https://www.seroundtable.com), na Pandę jeszcze poczekamy, ale jeśli dopiero teraz zabraliśmy się za uzupełnianie treści na naszych witrynach, to może być już za późno, by poprawić ich widoczność w SERP.

To wciąż jednak wyłącznie gdybanie. Jedno za to jest pewne - gdy Panda już się pojawi, z pewnością da się to zauważyć, tak jak w przypadku poprzednich aktualizacji tego algorytmu.