niedziela, 30 czerwca 2013

Kilka słów o promocji na Facebooku

Facebook od dawna pozwala na prowadzenie w portalu kampanii reklamowych, które (o ile są dobrze skonfigurowane), mogą zapewnić dodatkowy ruch na stronie. Dzisiaj jednak chciałabym poruszyć zagadnienia nie związane bezpośrednio z opcją w stylu "Pozyskaj więcej fanów", ale z równie (o ile nie bardziej) istotną.

Dość często spotykam się z dwoma pytaniami odnośnie profili firm na Facebooku:
1. Jak włączyć rekomendacje?
2. Jak promować konkretny post, a nie cały profil?

Dzisiaj na te pytania pozwolę sobie odpowiedzieć, rozjaśniając nieco sytuację.

Rekomendacje

Rzecz niezwykle przyjemna, pozwalająca na ocenę firmy/serwisu przez osoby, które zajrzą na profil ww. Wyglądają one tak:

Rekomendacje na Facebooku

Można oczywiście rozwinąć poszczególne opinie, dodatkowo je "lajkować" i tym samym wpływać na reputację ocenianej firmy czy serwisu. Pojawia się jednak problem, gdy na fanpage'u nie jesteśmy w stanie okienka z rekomendacjami odnaleźć. Co wtedy?

Facebook wymyślił sobie, że referencje możemy wystawić wyłącznie tej firmie, która w profilu poda swoją lokalizację. Żeby było ciekawiej, lokalizacja może być wzięta kompletnie z kosmosu (np. umiejscowimy sobie przedsiębiorstwo w szczerym polu i też będzie dobrze, ponieważ nikt z FB tego nie weryfikuje; z drugiej strony często Facebook ma problem z adresem jak najbardziej poprawnym i wówczas trzeba nieco pokombinować, żeby zechciał go wziąć pod uwagę - np. zamieniając hasło"lok." czy "m." na "/" w adresie). Jedyne, co jest tak naprawdę istotne, to wyświetlenie na mapce znacznika i umieszczenie go na głównej stronie fanpage'a. No dobrze, jak zatem to zrobić? Po kolei:

  • klikamy w "Informacje" o naszej firmie
  • klikamy "edytuj" przy zakładce "Podstawowe informacje"
  • uzupełniamy pola: adres, miejscowość, kod pocztowy
  • upewniamy się czy wygenerowała się mapa ze znacznikiem i czy FB nie wyrzuca żadnych błędów (jeśli wyrzuca, zwykle w związku z adresem, poprawiamy go do skutku - w ostateczności pozostawiamy sam numer budynku)
  • pod mapką zaznaczamy opcję "pokaż tę mapę na stronie"
  • zapisujemy zmiany
I gotowe: rekomendacje magicznie pojawiają się na naszym fanpage'u - teraz pozostaje uśmiechnąć się do Klientów o napisanie o nas paru ciepłych słów ;)

Promowanie konkretnego wpisu

Czasem promocja wybranego wpisu na tablicy jest sensowniejsza niż tworzenie odrębnej reklamy. Np. nasz sklep internetowy właśnie ogłosił promocję trwającą 24 godziny i chcielibyśmy dotrzeć z tą informacją do jak największej grupy odbiorców. Jak to zrobić? Prosto, pod warunkiem, że mamy przynajmniej 100 fanów. Dopiero wówczas opcja promowania konkretnych wpisów staje się aktywna:


Kliknięcie na opcję "promuj post" spowoduje, że pojawi się nowe okienko, w którym będziemy mogli zdefiniować ustawienia kampanii reklamującej wpis (trwać będzie ona dokładnie 24 godziny - decydujemy ile jesteśmy gotowi na taką promocję wyłożyć i ustalamy grupę docelową; wybrane parametry możemy dodatkowo zapisać i skorzystać z nich w przyszłości). Gdy okres promocji się skończy, otrzymamy informację na ten temat oraz możliwość kontynuacji promowania wpisu. 

Jest to całkiem fajna opcja, która pozwala naprawdę szybko rozpocząć reklamę konkretnego wpisu i która, odpowiednio skonfigurowana, potrafi przynieść całkiem dobre efekty, o czym miałam okazję przekonać się już niejednokrotnie. 

środa, 26 czerwca 2013

Google znów zmienia reguły gry?

Z dużym zainteresowaniem przejrzałam dzisiaj wpis, który opublikował Cezzy. Wynika z niego jasno, że Google postanowiło kolejny raz zagrać nam na nosie - i (jak to zwykle bywa) zrobiło to niejako za naszymi plecami. O ile bowiem zapowiedzi Matta Cuttsa o walce z nielegalnymi praktykami publikowane są z dużym hukiem, o tyle modyfikacje realnie wpływające na ranking przechodzą bez echa. Ba! Wprowadzane są po cichu (jak choćby modyfikowanie przez Google tytułów stron czy zwiększenie znaczenia linków brandowych, o czym w społeczności SEO Google poinformowali sami pozycjonerzy).

O tym, że głównym zadaniem Matta Cuttsa jest tworzenie "zasłony dymnej" i odwracanie uwagi od faktycznych poczynań Google, pisało już wielu i nie jest to tajemnicą. Zdaje się jednak, że rozbieżności pomiędzy oficjalnym stanowiskiem właścicieli najpopularniejszej wyszukiwarki a ich realnymi działaniami, są o wiele większe niż można by przypuszczać.

Co to oznacza dla branży? Cóż, jak zwykle pozostajemy zdani na siebie i na własne obserwacje. Oficjalne informacje warto oczywiście śledzić, ale traktowanie ich jak wyroczni byłoby potwornym nieporozumieniem. Co zostało udowodnione po raz kolejny.

W kontekście ostatnich zmian w zapisach "Pomocy" Narzędzi Dla Webmasterów, warto postawić sobie jednak kluczowe pytanie. Jak roboty Google poradzą sobie z oceną treści na witrynach? Owszem, od tego jest już Panda, ale dotąd uwaga wielu osób koncentrowała się bardziej na zmianach związanych z Pingwinem i oceną wartości odnośników kierujących do strony. A patrząc na spam w SERPach trudno oprzeć się wrażeniu, że Panda sobie z oceną treści nie radzi na tyle, by stała się jednym z ważniejszych wyznaczników dla tworzenia rankingu stron w Google.


środa, 12 czerwca 2013

A jednak Panda!

Panda 123RF Zdjęcie SeryjneJakiś czas temu pozwoliłam sobie na podzielenie się przeczuciem dotyczącym lekkich zawirowań w wynikach wyszukiwania. Było to wkrótce po wypuszczeniu przez Google Pingwina z "dwójką" na plecach. Zauważyłam, że zmiany jakie obserwuję nie kojarzą mi się z działaniem Pingwina, ale Pandy (szczegóły w tym wpisie). I cóż, widać dusza (czy też kobieca intuicja) mnie nie zawiodła - Matt Cutts przyznał właśnie, że "Taniec Pandy" trwa już od jakiegoś czasu i będzie trwał w najlepsze.

Osobiście czuję się wyjątkowo uszczęśliwiona tą informacją, ponieważ Panda zwraca uwagę na treści publikowanych na stronach. Może dzięki temu uda się wreszcie zepchnąć z czołowych miejsc strony masowo linkowane, ale o fatalnej zawartości merytorycznej, często przypominającej wymieszanie grochu z kapustą. A także marnej jakości strony "zapleczowe" czy też nakierowane wyłącznie na masowe sprzedawanie linków w treści, która ze stronami na które kierują odnośniki, nie ma nic wspólnego. Pod tym względem będę zdecydowanie kibicować Google! Go go Panda!

sobota, 1 czerwca 2013

Czy w dobie Pingwina katalogi mają jeszcze jakąkolwiek wartość?

Katalogi w formie papierowej
źródło: 123rf.com
Temat katalogów maglowałam już na tym blogu parę razy, ale ponieważ postawione w tytule wpisu pytanie wraca jak bumerang, poświęcę tej kwestii jeszcze kilka/naście/dziesiąt zdań. A w przyszłości może i więcej, ale przejdźmy już do meritum.

Jak to zwykle w branży SEO bywa, udzielane odpowiedzi na postawione w tytule pytanie wykluczają się wzajemnie. Jedni twierdzą, że katalogowanie wciąż jest żyłą złota (dla tych co sprzedają do katalogów kody, jest taką żyłą z całą pewnością), inni zaś gromko krzyczą, że "koniec jest bliski" i linki pozyskiwane z katalogów są niewiele warte, a wręcz szkodliwe.

Gdzie leży prawda? Moim zdaniem gdzieś po środku. Odpowiedzmy sobie zatem na parę dodatkowych pytań, które nieco rozjaśnią tę zagmatwaną sytuację (pamiętając, że zaprezentowana zostanie tu wyłącznie moja opinia i że bazuję na spostrzeżeniach własnych, a nie tajnych informacjach uzyskanych tajną drogą od tajnego przedstawiciela Google).


Czy link z katalogu może zaszkodzić?


Może, jak każdy inny zły link. Czasem mam wrażenie, że wiele osób zapomina o dość istotnej kwestii - katalog stron to przecież też strona! Jak każda inna może być brzydka lub ładna, zadbana lub nie, zapchana skopiowaną treścią lub serwująca elegancko posegregowane i unikalne teksty. Może na stronie głównej publikować odnośniki do stron słabych, może i do mocnych. Może być źle napisana (kod) i postawiona na niezmodyfikowanym skrypcie pełnym błędów, ale może być też całkowitym unikatem, stworzonym przez natchnionego programistę. Może leżakować na serwerze wśród stron o tematyce hazard, porno, hazard, porno, a może znajdować się w sąsiedztwie samych perełek Internetu. Link ze złej strony, z niską wartością Trust Rank, rzeczywiście wiele nie da, a może nawet przysporzyć kłopotów. Pozyskiwanie takich linków w tysiącach to już niewątpliwie strzelanie sobie w stopę, bo śmieciowe odnośniki prędzej czy później na witrynie się odbiją.

A czy link z katalogu może pomóc?

Moim zdaniem może i daleko wcale nie muszę szukać. Katalog Zgreda - dopieszczony, zadbany, fajnie opisany, z sensownymi linkami, z Trust Rankiem oscylującym koło wartości 7 (źródło). Sprawdzałam dwa razy, bo mało która strona firmowa może się pochwalić tak wysokim wskaźnikiem zaufania. A to "tylko" katalog! Czy pozyskanie odnośnika z takiego serwisu może pomóc? Z pewnością nie zaszkodzi.

Czy koniec jest bliski?

Moda na apokalipsę widać trwa w najlepsze. Przeżyliśmy 21 grudnia 2012, przetrwaliśmy Pandę i dwa Pingwiny, efekt Carringtona 2013 zapowiadany na maj jakoś nie dał się zauważyć, branża SEO wciąż się trzyma, nawet spamerzy (to akurat przyznaję ze smutkiem) mają się świetnie, skąd więc to wieszczenie rychłego upadku katalogów? Google, od kiedy sięgnę pamięcią, robi z nimi porządek - tak samo jak ze wszystkimi innymi stronami. Słabe lecą do kosza (nie wszystkie, część się zawsze ostanie, względnie powstaną nowe), mocne zyskują na pozycji. Nie wierzę w to, że pewnego pięknego dnia włączę komputer i ujrzę na G+ posty informujące o tym, że szlag trafił wszystkie katalogi stron internetowych, bo Google wpadło na pomysł zidentyfikowania wszystkich baz stron i poszczucia ich np. Pekińczykiem (też na "P", do towarzystwa Pandzie i Pingwinowi).

Wychodzę z założenia, że dobre strony, z dobrą zawartością i nie robiące ostentacyjnie Google "koło nogi", obronią się. A odnośniki z nich będą równie wartościowe jak i same strony. I to samo dotyczy katalogów.