Choć większość użytkowników YouTube ogranicza się do przeglądania filmów udostępnionych przez innych, to jednak całkiem spory procent userów wzbogaca ten serwis własnymi materiałami. I nie mówię tu o uploadowaniu teledysków czy filmów, ale prawdziwie własnych treści. Jakby nie patrzeć - vlogerów, recenzentów, let's playerów i tym podobnych osób, naprawdę na polskiej scenie YouTube nie brakuje.
Jeszcze kilka lat temu na YT panowała w zasadzie wolna amerykanka, później wkroczyły żelazne zasady znane z Google i rozpoczęła się walka o publikowane treści. Usuwanie materiałów, straszenie sądem, wzajemne roszczenia to już codzienność dla osób, które usiłują działać na "Tubie", nie ograniczając się do wrzucania filmów z kotami czy też malowaniem paznokci. Szczęściem w nieszczęściu jest to, że poza kijem Google przygotowało też dla twórców całkiem pokaźną marchewkę.
Możliwość zarabiania na własnych tworach istnieje już od dawna (rzecz tym milsza, im więcej mamy subskrybentów), podobnie jak wgląd w statystyki własnego kanału. Jednak po integracji z Google+ twórcy dostali kilka dodatkowych bajerów, które po dopracowaniu mogą okazać się prawdziwymi hitami. Niektóre zmiany są co prawda średnio trafione (jak równoczesne publikowanie komentarzy na G+ i YT co powoduje, mówiąc delikatnie, chaos - szczęśliwie można to dziadostwo wyłączyć, ale nie każdy o tym wie i nie każdy z tego korzysta), może jednak z czasem uda się je jakoś okiełznać.
Dla mnie osobiście najciekawszą zmianą jest wprowadzenie możliwości monitorowania zaangażowania użytkowników, które pozwala nie tylko odkryć największych "fanów" publikowanych przez twórcę materiałów, ale też ułatwia namierzenie jednostek (często już podpisanych imieniem i nazwiskiem), które z zapałem przywalają minusy niemal wszystkim wypuszczonym przez wspomnianego twórcę filmom - jak leci i bez większego zagłębiania się w ich treść. Otóż dzięki nowej zakładce "Społeczność" mamy wgląd w statystyki "najbardziej zaangażowanych odbiorców". Jak na dłoni widać kto i od kiedy nas subskrybuje, jaki ostatnio opublikował komentarz (szkoda, że nie można sprawdzić też historii owych komentarzy), a także jak prezentuje się jego zaangażowanie (interakcja z naszymi filmami). I tu właśnie bez trudu możemy wyłapać osoby, które robią nam koło nogi - nie subskrybują kanału, nie lubią naszych filmów (przypomnijmy, że kto dał "łapkę w górę" można sprawdzić bez trudu), zaś pasek ich zaangażowania w nasze twory przebija zaangażowanie subskrybentów. Wniosek? Jednostka "minusuje" wszystkie materiały, jak leci. Zabawne jest tylko to, że YouTube traktuje ją tak samo, jak całą resztę aktywnych odbiorców i sugeruje nawet dodanie jej do kręgów najwierniejszych fanów - co pewnie doprowadziłoby taką osobę na skraj zawału - nie po to paskudzi nam opinię, by trafić do grona naszych ulubieńców ;) Byłoby dobrze, gdyby YT rozróżniał rodzaje aktywności i jednak nie traktował w ten sam sposób każdego, kto w jakąkolwiek interakcję z materiałem wejdzie. Algorytm raczej bez problemu odróżni przecież "+" od "-" i już nawet nie chodzi o to, by jak na tacy prezentowano twórcom tych, którzy ewidentnie wchodzą im w szkodę, ale by jakoś odseparować ich od reszty towarzystwa.
Co jeszcze mamy nowego? Bardziej zaawansowane raporty, przypominające coraz intensywniej Google Analytics. A jeśli nasze konto ma dobrą opinię (czyt. żaden podmiot trzeci nie rości sobie praw do wykorzystanych przez nas materiałów) możemy też wykorzystać opcję wyszukiwania nowych odbiorców - osób, którym prawdopodobnie tworzone przez nas materiały mogą przypaść do gustu.
Problemem wciąż pozostaje jednak ignorancja YT w zakresie uznawanego powszechnie "prawa cytatu". Dochodzi przez to do kolosalnych absurdów, kiedy to do materiału rości sobie prawo nawet nie właściciel treści (co miałoby sens), ale na przykład... wypożyczalnia filmów DVD. Z sytuacją taką zetknął się mój znajomy, który wypowiedział się na temat "Sali Samobójców", po czym jego materiał został usunięty z YT ponieważ awanturę urządziła niemiecka wypożyczalnia, posiadająca ww. film ustawiony na półeczce wśród... filmów pornograficznych z homoseksualistami w roli głównej.
Przed YouTube i Google zatem daleka jeszcze droga do okiełznania serwisu, ale miejmy nadzieję, że ostatnie zmiany przyniosą więcej korzyści niż problemów - i twórcom i odbiorcom. Bo że przyniosą korzyści samemu YouTubowi, to chyba jasne - inaczej zmian tych w ogóle by nie wprowadzano ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz