poniedziałek, 11 listopada 2013

GooglePlusowa i YouTubowa rewolucja czyli przymusowa integracja

O tym, że G+ zaczęło się, mówiąc subtelnie, ładować z buciorami na YouTube, wiadomo nie od dzisiaj. Każdy chyba widział już niniejszy obrazek, który uczucia wzbudzał rozmaite (zwykle konsternację, przynajmniej na początku jego istnienia):

profil na stronie głównej YouTube

Początkowe "Ale WTF?" przemieniło się u mnie w końcu w machnięcie ręką. Ostatecznie konto zakładałam na Google+ a fakt, że od razu zostało "dorobione" na potrzeby YT, to już inna bajka. W porządku, niech sobie będzie, niechże "lajkuję" i komentuję filmiki jako Szczecińska - ostatecznie nie przejawiam skłonności do pieniactwa, charakter mam może i skomplikowany, ale bez przesady, raczej nie wredny, a jak już muszę wyładować wściekłość, to przecież nie w komentarzach na pierwszym portalu, który mi się pod rękę nawinie. Nikogo od czci i wiary odsądzać nie mam zamiaru, więc pseudonim w stylu "TajemniczaJadźka16" nie jest mi do niczego potrzebny.

Pieniacze i awanturnicy mają gorzej, podobnie jak osoby, które po prostu nie mają ochoty występować "oficjalnie" w portalu, bądź co bądź, rozrywkowym i informacyjnym. Mój własny mąż, zirytowany do ostateczności wielokrotnym klikaniem "Nie, nie chcę posługiwać się na YouTube imieniem i nazwiskiem", wczoraj został poinformowany, iż jego "Nie, nie chcę" zostało zignorowane i odtąd, chcąc nie chcąc (w tym przypadku zdecydowanie nie chcąc), musi klepać komentarze podpisując się danymi uzyskanymi na chrzcie świętym. W identycznej sytuacji postawiono nie jego jednego, a zatem liczba komentarzy może zmaleć, tak samo jak chęć dawania "łapek w górę". Nie każdy chętnie przyzna się, że wciąż ogląda AMV, że lubi teledyski, bo ja wiem... Boysów? Czy jak się ten zespół disco-polo nazywa, że ze łzami wzruszenia w oczach ogląda czołówki dobranocek z lat 80-tych i tym podobne i tak dalej.

Zatem z punktu widzenia przeciętnego użytkownika, który wyłącznie filmiki ogląda, "lajkuje" (bądź nie) i je komentuje, zmiana może nie zachwycać. Bunt przeciw przymusowi leży wszak w ludzkiej naturze.

No dobrze, a co z twórcami?

Ci są postawieni w dość dziwnej sytuacji. Oczywiście dostrzegają plusy:
  • jednostki posługujące się językiem barwnym, acz wulgarnym, którym dotąd komentowały ich filmy, nagle zyskały imię, nazwisko i twarz (o ile beztrosko w G+ wstawiły zdjęcie własnej facjaty). Zatem liczba anonimowych frustratów, grożących przy okazji popełnieniem czynów zagrażających "zdrowiu i życiu" powinna drastycznie spaść;
  • w związku z powyższym, jakość komentarzy powinna wzrosnąć. Zamiast "Rzygać mi się chce jak patrzę na tę głupią typiarę" być może pojawią się hasła "Popracuj nad oświetleniem, masz z tym problem" albo "Zmień eyeliner, bo ten jest kiepski";
Głupio natomiast, że do założonego lata temu konta, które powstało w celach kompletnie rozrywkowych, twórcy otrzymują przymusowy "fanpage". Pół biedy, jeśli już od dawna taki człowiek tworzy otwarcie - ma to swoje alter ego, ale pokazuje własną twarz i choć jego zachowanie przed kamerą odbiega od tego, co prezentuje sobą na co dzień, nie czuje potrzeby wkładania sobie rajstopy na głowę i posługiwania się modulatorem głosu. Mówiąc krótko - ma do siebie dystans, wie co i po co robi, a przy okazji gromadzi wokół siebie jakąś społeczność. Jego materiały służą zaś wyłącznie rozrywce, wygłupom i relaksowi. 

Jeśli jednak jakiś YouTuber skrywał się dotąd za klipami video, użyczając wyłącznie swojego głosu, to nagłe "odsłonięcie kotary" może być dla niego szokiem. Co prawda twórcy (nadal/jeszcze) mogą posługiwać się wybranymi niegdyś pseudonimami, ale liczba ich buziek na Google+ wzrasta w tempie zawrotnym. Ci, którzy nie mieli ochoty na większy rozgłos pod własnymi danymi osobowymi, mogą zniechęcić się kompletnie do tworzenia na YT czegokolwiek, a jeśli mieli wartościowy content - cóż, szkoda i na tym przykładzie widać, że jednak "musisz, bo my to tak genialnie wykombinowaliśmy" nie gwarantuje "wszyscy na tym zyskają".

Warto też zauważyć, że YouTuberzy to przecież nie tylko "gimbusy", ale też studenci, wykładowcy, przedsiębiorcy, pracownicy różnych firm (a czasem i instytucji). Tworzą dla frajdy, dla dodatkowych paru groszy, dla odreagowania stresu dnia (od sugestii terapeutki rozpoczęła się przygoda z YouTubem Angry Video Game Nerda, czyli alter ego szalenie spokojnego i dość nieśmiałego faceta, męża i ojca, jakim jest James Rolfe). Jeśli YouTuberzy zmieniają owo hobby w biznes, to oczywiście już wcześniej zdejmują przyłbicę, wystarczy wspomnieć tu choćby Douga Walkera (Nostalgia Critic), wielokrotnie uznawanego w Stanach Zjednoczonych za przedsiębiorcę roku w kategorii "rozrywka" (pisał o nim nawet "Forbes"), a z rodzimego podwórka: Maćka Makułę (Wonzia), Marka Hoffmana (AdBuster) czy genialnego Cezarego Nowaka (CeZik).

Po co Google to zrobiło?

Jak nie wiesz o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Integrując YT z G+, nasze drogie Google poszerza sobie bazę danych na temat użytkowników i potencjalnego targetu dla jednostek skłonnych szastać dolarami/euro/złotówkami, w celu dotarcia do Klientów. Reklamodawcom łatwiej będzie teraz znaleźć grupę, do której chcą skierować swoje reklamy i jest szansa, że do kieszeni Google wpadnie sporo dodatkowych środków. Łącząc ze sobą kolejne elementy googlowskiej układanki, nasza kochana wyszukiwarka składa w zgrabną całość obraz nas samych - wie, jak się nazywamy, co oglądamy, co chętnie komentujemy, jaki jest nasz wiek, zainteresowania i tym podobne i tak dalej...

Co z tej obowiązkowej integracji wyniknie? Cóż, przekonamy się za parę miesięcy. A tymczasem, dzięki za Waszą uwagę i do przeczytania w następnym wpisie ;)

2 komentarze:

  1. To, że nastąpi integracja wiadomo było od dawna i było to kwestią czasu, wkurza tylko trochę to, że nie pozostawiono wyboru, kto chce konto połączone , kto nie chce i chce być anonimowy. No, ale cóż, gigant ostatnio mało przejmuje się tym co myślą zwykli userzy. Ważne, aby licznik pokazywał 6 a może 7 zer.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, przeczuwało się, że to coś nastąpi, ale skala zmian jednak "trochę" przesadzona. Ciekawe, co jeszcze wymyślą ;)

      Usuń