niedziela, 3 marca 2013

Facebook czy Fakebook?

Spam jest świetnie znany każdemu użytkownikowi Internetu. Zresztą nie tylko Internetu - wystarczy mieć telefon komórkowy lub stacjonarny, by przynajmniej parę razy w miesiącu usłyszeć w słuchawce zaproszenie na prezentację garnków, nowinek medycznych czy choćby wysłuchać oferty nowych planów taryfowych dla "stałych abonentów" (nawet jeśli z usług danego operatora zrezygnowało się parę miesięcy wcześniej). Teraz jednak fala spamu zaczęła zalewać portale społecznościowe, a prędkość z jaką powstają fałszywe konta pozwala oczekiwać potopu bliskiego temu, jaki nie tak znów dawno wieścił Patrick Geryl.

Po co?

Część "fake" kont (czyli po prostu kont fałszywych), prawdopodobnie tworzą nastolatki. Dla żartu, z nudów lub chęci zaimponowania rówieśnikom liczbą "pozyskanych" znajomych. Profili "osób" z nazwami w stylu Ale Ślicznaś, Ogarnij Ten Stan Ludziu, Brałabym Jak Ciastka jest już multum i ciężko podejrzewać o ich autorstwo kogoś powyżej 18-ego roku życia. Są jednak i takie konta, które powstają w jednym tylko celu - rozsyłania spamu. Czy to poprzez zostawianie komentarzy u prawdziwych użytkowników społecznościówek, wysyłanie prywatnych wiadomości z przesłaniem "Polub moją stronę" czy zaśmiecanie przestrzeni prywatnej (na Facebooku tzw. osi czasu). Wpisy takie nie różnią się szczególnie od tego, co znamy już z komentarzy spamerów na blogach czy forach internetowych (treść sprowadza się zwykle do "O, jakie fajne zdjęcie, chodź polubić moją stronę"). I wszystko byłoby w porządku, gdyby te akcje rozgrywały się wewnątrz grupy "znajomych" Fakekont. Jeśli ktoś przyjmuje do swojego grona zupełnie obcego człowieka, może liczyć się z tym, że wkrótce zacznie być zasypywany rozmaitymi wiadomościami. Ale gdy codziennie na skrzynce przeciętnego usera zaczynają lądować niechciane privy będące zwyczajną reklamą, to już zaczyna być nieciekawie.

Dzieleniu się ze znajomymi informacjami o własnej stronie na FB (podkreślę - stronie, nie fikcyjnej osobie) nie mówię nie. Wręcz przeciwnie - sama chętnie korzystam z tej możliwości, zwłaszcza, że zarządzam kilkoma takimi witrynami. Przekazać informację znajomemu, by puścił ją dalej - jasne, o to w tym wszystkim chodzi. Ale niektórzy tę granicę przekraczają z wizgiem i zaczynają uprawiać zwykły spam.

Jak?

Jednym ze sposobów jest założenie profilu osoby, a nie firmy/produktu. O wiele łatwiej jest dotrzeć do dużej grupy wysyłając "w ciemno" zaproszenia do znajomych, niż z mozołem (ale za to zgodnie z regulaminem) zachęcać własnych znajomych do polubienia strony (w zależności od tematyki, skuteczność sięga tu góra 30% - przynajmniej tak wynika z moich obserwacji). Facebook takie zachowania tępi i tego typu profile zamyka, ale nie sztuką jest przecież założenie nowego i rozpoczynanie zabawy od początku.

Inny sposób do stworzenie sobie alter-ego. Spamerzy zwykle nie wykazują się szczególną kreatywnością (widać za mało im zleceniodawcy płacą), powstają więc rozmaite Anny Nowak i Janki Kowalskie. Sposobów "uwiarygodnienia" profilu poprzez dodanie zdjęcia, jest kilka i pozwolę sobie teraz parę słów na ten temat napisać, bo zjawisko mnie naprawdę zaintrygowało i poświęciłam nieco czasu na przyjrzenie się mu bliżej.

1. Na "popsute" zdjęcie.

Pobieramy pierwsze lepsze zdjęcie z sieci i żeby nikt się specjalnie nie dopatrzył w nim kogoś znajomego lub też celebryty, "psujemy" je Photoshopem osiągając iście cudny efekt:

źródło: Google

2. Na aktorkę/piosenkarkę (najlepiej mało znaną, choć i z tym bywa różnie)

Imię i nazwisko polskie, ale zdjęcia należące do np. Emilie-Voe-Marie-Nereng.

źródło: http://www.voeblogg.no/2010/03/23/one-three-hill-fan

Nie ma sprawy, gdy osoba wrzuca do profilu zdjęcia celebryty i wprost się do tego przyznaje (np. jest fanką takiej gwiazdy i w ten sposób manifestuje swoje uwielbienie). Problem pojawia się, gdy zapiera się, że to są jej prywatne, osobiste zdjęcia. A jeśli są one ładne (zwykle są), to łatwo na nie "złowić" nawet tysiąc "znajomych".

Rekordy na Fakebooku bije Acacia Clark, której zdjęcia "pożyczyło sobie", lekko licząc, kilkadziesiąt osób. Zabawnie zaczyna się robić w chwili, w której jedna fałszywa Acacia ma wśród znajomych parę innych (oczywiście używających innych fotografii, ale wciąż przedstawiających pannę Clark).

źródło: http://www.tumblr.com/tagged/acaciaclark

3. Na modela/modelkę

Wklepanie w wyszukiwarkę hasła "young models database" zajmuje chwilę - a ileż tam zdjęć do pobrania! Zasysane są zatem hurtowo i żywcem wykorzystywane.

Jak się przed tym bronić?

Zwyczajnie - zgłaszać Facebookowi te najbardziej ewidentne nadużycia. Brak reakcji doprowadzi do tego, że Facebook przestanie odgrywać jakąkolwiek rolę i nie będzie się nadawał ani do dzielenia się informacjami ze znajomymi, ani do marketingu szeptanego. FB ma swoje sposoby na sprawdzenie, czy osoba prezentująca w swoim profilu zdjęcie Justina Beibera to tylko jego fan czy też ewidentny "nabijacz znajomych". Możemy być zatem spokojni - prawdziwemu człowiekowi krzywdy nie wyrządzimy.

Jak Facebook to sprawdza?

Mam wiadomości z pierwszej ręki, ponieważ taką weryfikację przeszła jedna z moich znajomych - na  samym starcie zablokowała sobie konto zapraszając hurtowo znanych sobie ludzi. FB uznał, że robi to za szybko i zażyczył sobie podania numeru telefonu. PIN został wklepany i przyjęty, ale już po chwili znów pojawił się problem - podejrzane zdjęcie (akurat istotnie przedstawiające koleżankę, tyle że potraktowane "artystycznymi" filtrami z Photoshopa). Weryfikacja? Zaprezentowano zdjęcia pięciu osób, pod każdym kompletem fotografii widniało parę nazwisk i należało właściwie połączyć fotografię z jej właścicielem. Rzecz jasna również ten etap dziewczyna przeszła bez trudu, wyciągnęła wnioski i zaproszenia do grona znajomych zaczęła rozsyłać w mniej szalonym tempie. Na Wykopie można było też niedawno przeczytać o tym, że zdesperowany Facebook posunął się nawet w jednym przypadku do ostateczności, domagając się przesłania skanu dowodu osobistego osoby podejrzanej o łamanie regulaminu.

Na koniec mały apel

Znakomicie zdaję sobie sprawę z tego, że część środowiska SEO tworzy sobie konta fikcyjne w celach marketingowych. Jeśli już jednak coś takiego robicie, to róbcie to z głową ;)

1 komentarz:

  1. Dowcip polega na tym, że zgłaszanie tych kont g... daje. Nie wiem czy ich wiarygodność podnosi duża liczba znajomych (zwykle koło 2000), ale efekt jest taki, że jeśli odrzucisz zaproszenie koleżanki z podstawówki (bo nie rozpoznasz jej na zdjęciu, a w dodatku nie ma w profilu nazwiska panieńskiego) to koleżanka dostanie blokadę na zapraszanie znajomych. Fikcyjnych kont, pomimo zgłaszania notorycznego, zaangażowałem w to sporą grupę osób, ruszyć nie idzie. Napisałem dzisiaj w tej sprawie do Facebooka, ale nie sądzę, by przyniosło to jakikolwiek efekt.

    OdpowiedzUsuń